Katolicki ksiądz Charles Dittmeier z amerykańskiej grupy misyjnej Maryknoll od 20 lat pomaga głuchoniemym w Kambodży. Trafiają do niego dorośli, którzy nigdy wcześniej nie rozmawiali z żadnym innym człowiekiem.
Gdy w 1997 roku ksiądz Dittmeier zaczynał pracę w Phnom Penh, w Kambodży nie działała żadna instytucja pomagająca osobom głuchoniemym. Nie istniał również khmerski język migowy, którym mogliby się porozumiewać.
Obecnie głuchoniemym dzieciom pomaga w Kambodży fundacja Khrousar Thmey, która prowadzi 12 klas zgodnie z oficjalnym programem nauczania. Na zapisanie się do takiej szkoły nie mogą jednak liczyć dorośli, którzy urodzili się, zanim fundacja rozpoczęła kursy.
“Trafiają do nas głównie osoby w wieku 16-40 lat, średnia wieku to 23 lata. Nie znają żadnego języka. Nigdy wcześniej nie rozmawiali z żadnym innym człowiekiem. To jak przebywanie w izolatce we własnym domu” – powiedział PAP ks. Dittmeier, który jest również proboszczem anglojęzycznej parafii w Phnom Penh.
“Gdy nasi pracownicy przyjeżdżają do wioski i pytają starszyznę, czy są tam jacyś głuchoniemi, często słyszą: +nie ma, ale jest jedna szalona dziewczyna, która wydaje dziwne dźwięki i nie słucha się rodziców+” – mówi misjonarz w siedzibie grupy Maryknoll w stolicy Kambodży.
Kambodża jest przez ONZ uznawana za jedno z najsłabiej rozwiniętych państw świata. Rozwarstwienie majątkowe społeczeństwa jest olbrzymie, a w kraju szwankuje podstawowa infrastruktura, m.in. dostawy prądu.
“Są naprawdę bardzo ubodzy. Te rodziny najczęściej uprawiają tylko tyle ryżu, by przeżyć, czasem mają krowę albo kilka kur, a jeśli coś im zostaje, wymieniają to na olej spożywczy czy trochę soli. W ich domach z reguły nie ma prądu. Nie mają żadnych pieniędzy, musimy ponosić wszystkie koszty związane z ich szkoleniem” – opowiada ks. Dittmeier o osobach przyjmowanych do prowadzonego przez niego programu.
Obecnie w ośrodkach prowadzonych przez grupę misyjną Maryknoll w Kambodży kształci się 80-90 osób. W tym roku ich liczba zwiększy się o 20-30, gdy uruchomiony zostanie internat w Phnom Penh. “Musimy się sporo natrudzić, by przekonać rodziców, aby przysłali do nas dzieci. Pytają: +jeśli mój syn pojedzie do miasta, kto będzie zbierał ryż?+” – mówi proboszcz.
Choć Kambodża notuje w ostatnich latach wysokie wskaźniki wzrostu gospodarczego, to zdaniem ks. Dittmeiera rząd premiera Hun Sena zarządza krajem w sposób nieskuteczny. “Bardzo niewiele wskazuje na to, że (władze) troszczą się o ludzi i chcą poprawić ich los” – ocenia misjonarz.
W rozmowie z PAP zwraca uwagę m.in. na pogarszający się problem braku energii elektrycznej. “Prądu nigdy nie było tu wystarczająco dużo, ale teraz jest znacznie gorzej. Od kilku tygodni codziennie odcinają nam prąd na pięć-sześć godzin” – mówi.
Po dwuletnim programie edukacyjnym, który zawiera intensywny kurs języka migowego oraz podstaw czytania i pisania, podopieczni programu grupy Maryknoll mogą wziąć udział w rocznym szkoleniu zawodowym. Mężczyźni zdobywają najczęściej zawód fryzjera i otwierają małe zakłady usługowe, a kobiety z reguły zostają kosmetyczkami. Część podopiecznych uczy się obsługi maszyn przemysłowych lub rolnictwa.
Po takim kursie głuchoniemi odzyskują szacunek krewnych, dla których dawniej byli ciężarem. Dzięki wyuczonej pracy zarabiają nieraz więcej, niż cała ich rodzina. “Namawiamy ich, żeby po szkoleniu wracali na wieś, ale są do tego nastawieni niechętnie. W ich wioskach nikt nie zna języka migowego, więc znów znaleźliby się w odosobnieniu” – mówi ks. Dittmeier.
Kościół katolicki w Kambodży został niemal całkowicie zniszczony przez brutalny komunistyczny reżim Czerwonych Khmerów pod wodzą Pol Pota, który rządził w latach 1975-1979. Zburzono wówczas prawie wszystkie z ponad 100 budynków kościelnych w kraju. Według szacunków ks. Dittmeiera obecnie ok. 5 tys. Kambodżan jest katolikami.