W Demokratycznej Republice Konga doszło do katastrofy promu. Wiadomo na razie o 30 ofiarach, w tym 11 dzieciach. Władze obawiają się, że ofiar mogło być znacznie więcej.
Katastrofa miała miejsce na jeziorze Mai-Ndombe na zachodzie kraju. Łódź, na której pokładzie znajdowali się głównie nauczyciele płynący po odbiór pensji, zatonęła z powodu złych warunków pogodowych. Dokładna przyczyna tragedii nie jest jeszcze znana.
Ratownicy wyciągnęli z wody zwłoki 30 osób – w tym 11 dzieci i 12 kobiet. Faktyczna liczba ofiar może jednak być znacznie większa. Według manifestu na pokładzie było 350 osób, z których tylko 183 dotarło do brzegu. Lokalne władze przyznają, że liczbę tą należy traktować z sceptycyzmem. W większości wypadków liczba pasażerów jest bowiem znacznie większa od tej, która została zadeklarowana oficjalnie – co oznacza, że potencjalnych ofiar mogą być setki. Być może to właśnie przeciążenie było przyczyną katastrofy.
Transport wodny jest niezwykle popularny w Kongo. Głównie dlatego, że drogi w tym targanym ciągłymi konfliktami kraju są nie tylko w bardzo złym stanie, ale też często grasują na nich bandyci i maruderzy. Jest jednak również bardzo niebezpieczny. Przeładowanie pasażerami, kiepski stan techniczny łodzi i lekceważenie dla zasad bezpieczeństwa zbierają swoje ponure żniwo, tym bardziej że większość mieszkańców Konga nie potrafi pływać. W kwietniu w katastrofach dwóch promów promów zginęło łącznie 167 osób.