Rząd Kanady zdecydował, że jednak odda niemieckiemu Siemensowi turbiny do Nord Stream 1. Niemcy bały się, że jeśli ich nie odzyskają, to Rosja zakręci im gaz.
W 2009 roku niemiecki Siemens wyprodukował turbiny, które były użyte w rurociągu Nord Stream 1. Powstały w należącej do nich fabryce w Kanadzie i były tam regularnie wysyłane na okresowe naprawy i przegląd. Kiedy wysłano je po raz ostatni, pojawił się problem – nie mogły wrócić do Rosji, gdyż ich wysłanie złamałoby sankcje, jakie rząd Kanady nałożył na Kreml. W odpowiedzi Gazprom ograniczył przepływ gazu przez NS1 do 40% normalnego poziomu i groził, że jeśli turbiny nie wrócą, to całkowicie go wstrzyma.
W połowie lipca rząd Kanady ujawnił, że negocjuje w tej sprawie z prorosyjskim rządem Niemiec. W końcu zdecydowali się na wydanie specjalnego pozwolenia na ich odesłanie, mimo sankcji. Twierdzą, że pomoże to Europie w uzyskaniu „dostępu do niezawodnej i niedrogiej energii” w czasie odchodzenia od rosyjskiej ropy i gazu. Władze Kanady przyznały też, że jeśli nie zwróciłyby tych turbin, to uzależnione od rosyjskiego gazu Niemcy wpadłyby w poważny kryzys gospodarczy, a ich mieszkańcy nie mieliby jak ogrzać swoich domów zimą.
Równocześnie rząd w Ottawie zdecydował się nałożyć kolejne sankcje na Rosję. Obejmą transport lądowy i za pośrednictwem rurociągów, produkcję metali, komputery, wyposażenie elektryczne i elektroniczne oraz maszyny.
Aagencja Reuters twierdzi w oparciu o własne źródła, że decyzja o odesłaniu turbin zapadła już jakiś czas temu. Trafią najpierw do Niemiec, skąd zostaną przewiezione do Rosji. Ukraińcom nie podoba się ta decyzja. Alexandra Chyczij, przewodnicząca Kongresu Ukraińsko-Kanadyjskiego oskarżyła kanadyjski rząd o to, że ugiął się przed rosyjskim szantażem i stworzył „niebezpieczny precedens, który doprowadzi do osłabienia sankcji na Rosję”.