Demokraci z kolejnych stanów popierają kandydaturę Kamali Harris. Po tym, gdy zrobiła to jej rodzinna Kalifornia, ma już dość głosów.
Po rezygnacji Bidena zadanie wyznaczenia jego następcy spadło na delegatów, którzy mieli zagłosować za nim podczas Konwencji Narodowej Demokratów. Jak informuje agencja AP, w poniedziałek odbyły się rozmowy stanowych delegacji Partii Demokratycznej. W ich trakcie dyskutowano o jej kandydaturze.
Przewodniczący kalifornijskich Demokratów Rusty Hicks powiedział, że w ich spotkaniu, które miało miejsce już we wtorek, wzięło udział od 75% do 80% ich delegatów. Jednogłośnie poparli kandydaturę Harris. Tym samym wiceprezydent ma już dosyć głosów, by zdobyć nominację.
W innych stanach sytuacja była podobna. AP obliczyła, że chce na nią zagłosować już 2668 delegatów. Harris potrzebuje 1976 głosów w pierwszym głosowaniu, by zostać nominatem. Jeżeli nie uda jej się dostać nominacji w pierwszym głosowaniu, to ta liczba wzrośnie, bowiem w kolejnych będą mogli głosować tzw. superdelegaci, najbardziej zasłużeni członkowie partii. Według AP zaledwie 54 delegatów nie jest jeszcze zdecydowana na kogo zagłosuje.
Agencja podkreśla jednak, że Harris nie może być pewna zwycięstwa. W przeciwieństwie do sytuacji, w której wygrałaby wcześniej prawybory, delegaci nie są zobowiązani, by na nią głosować. O tym, czy zostanie kandydatem, dowie się dopiero na konwencji. AP zauważa też, że to dopiero pierwszy krok. Będzie też musiała wybrać swojego wiceprezydenta i przestawić ogromną machinę polityczną Bidena tak, by teraz promowała ją.