Cały świat czeka na spodziewany atak Iranu na Izrael. Rzecznik prasowy Korpusu Strażników Rewolucji powiedział jednak, że nie będą się z nim spieszyć.
31 lipca w Teheranie doszło do eksplozji. Zginął w niej przywódca polityczny Hamasu Isma’il Hanijja. Izrael nie wziął na siebie odpowiedzialności za tę śmierć, ale władze Iranu od razu go o nią oskarżyły. Dla wszystkich było jasne, że Iran będzie chciał w jakiś sposób na to odpowiedzieć, co obudziło obawy, że dojdzie do eskalacji, a być może nawet regionalnej wojny.
Rzecznik prasowy Korpusu Strażników Rewolucji Mohammed Naeini powiedział jednak państwowym mediom, że ten atak nie nastąpi szybko. „Czas działa na naszą korzyść i oczekiwanie na odpowiedź może być przedłużone” – stwierdził. Dodał, że ich odpowiedź może się różnić od poprzednich, ale rząd Iranu nie podejmie żadnych gwałtownych działań. „Na teraz, syjoniści muszą żyć w niestabilności” – stwierdził.
Poprzedni odwet Iranu miał miejsce w kwietniu. Iran odpalił wtedy na Izrael ok. 300 rakiet, pocisków manewrujących i dronów. Była to reakcja na rzekomy atak Izraela na irański konsulat w Damaszku, w którym zginęło 16 osób – i równocześnie pierwszy bezpośredni atak Iranu na Izrael w historii. Dzięki pomocy międzynarodowej koalicji pod wodzą USA większość pocisków udało się przechwycić. Media informowały, że Biały Dom ponownie zebrał tę koalicję gdy tylko Iran znowu zaczął grozić Izraelowi.