Wspierani przez Iran rebelianci z jemeńskiego ruchu Huti zaatakowali kolejny statek. Pomogły mu amerykańskie helikoptery.
Od 7 października na Morzu Czerwonym, jednym z najważniejszych szlaków handlowych na świecie, trwa poważny kryzys. Wspierani przez Iran rebelianci z jemeńskiego ruchu Huti, który kontroluje znaczną część tego państwa, atakują przepływające tym szlakiem statki. Twierdzą, że ich celem są wyłącznie statki powiązane z Izraelem, ale to nie do końca prawda. Te ataki, które mają ogromny wpływ na międzynarodowy handel.
W sobotę Huti postanowili zaatakować statek Maersk Hangzhou. Podpłynęły do niego cztery małe łodzie. Ich załogi zaczęły strzelać do niego z broni ręcznej, jego ochrona odpowiedziała ogniem. Następnie podjęli próbę abordażu.
Statek nadał też prośbę o pomoc. Odpowiedziały na nią pilnujące tego szlaku amerykańskie okręty, lotniskowiec USS Eisenhower i niszczyciel USS Gravely, które wysłały swoje helikoptery. Wkrótce potem Huti popełnili największy błąd w swoim życiu – otwarli do nich ogień. Amerykanie odpowiedzieli i trzy z czterech łodzi poszły na dno razem z załogami. Dowództwo Centralne (CENTCOM) poinformowało, że ich siły nie poniosły żadnych strat.
To był pierwszy raz, kiedy US Navy bezpośrednio zaatakowała Huti. Wcześniej amerykańskie okręty ograniczały się do niszczenia ich dronów i rakiet. Rzecznik prasowy Narodowej Rady Bezpieczeństwa John Kirby powiedział, że USA nie szuka konfliktu z Huti, ale będą działać w samoobronie.