Greta Thunberg miała wziąć udział w szczycie klimatycznym w Madrycie. Stwierdziła jednak, że jest zbyt zmęczona.
Tegoroczny szczyt klimatyczny miał odbyć się w Santiago, stolicy Chile. Nastoletnia aktywistka miała się na niego udać z USA, gdzie przypłynęła wcześniej żeby zrobić awanturę na szczycie ONZ. Niepokoje polityczne i fala brutalnych antyrządowych demonstracji sprawiły jednak, że został on przeniesiony do Madrytu. Okazało się to problemem dla nastolatki, która odmawia korzystania z linii lotniczych gdyż twierdzi, że samoloty generują za dużo dwutlenku węgla.
Na prośby o pomoc, które Greta zamieszczała w mediach społecznościowych, odpowiedziało w końcu australijskie małżeństwo Riley Whitelum i Elayna Carausu, którzy planowali rejs swoim supernowoczesnym katamaranem La Vagabonde z Hampton w stanie Wirginia do Portugalii. Zaproponowali Grecie podwózkę przez Atlantyk. Katamaran wyruszył w rejs 13 listopada, a na pokładzie znalazł się także 11-miesięczny synek Australijczyków i doświadczona żeglarz Nikki Henderson.
Nastoletnia aktywistka dokumentowała swoją podróż w mediach społecznościowych. W nocy z poniedziałku na wtorek aktywistka zameldowała, że widzi już ziemię. We wtorek wrzuciła na Twittera swoje zdjęcie na tle stolicy Portugalii. W porcie powitało ją kilkaset osób, w tym portugalscy politycy. „Myślę, że ludzie nie doceniają siły rozzłoszczonych dzieci” – powiedziała swoim zwolennikom – „Jeżeli chcą, żebyśmy przestali być źli, to powinni przestać nas złościć”.
Lisbon!! pic.twitter.com/WkWi1da4WO
— Greta Thunberg (@GretaThunberg) December 3, 2019
Nastoletnia aktywistka stwierdziła również, że ma zamiar dalej podróżować po świecie ze swoim przesłaniem o globalnym ociepleniu. Powiedziała także, że trzytygodniowa podróż dała jej nową energię do walki z pogodą. Szybko wyszło jednak na jaw, że trudne warunki żeglarskie, nie będące niczym niezwykłym na Atlantyku w listopadzie, dały się jej w kość. Greta zapowiedziała bowiem krótko po swoim powitaniu, że jest zbyt zmęczona żeby udać się do Madrytu i przez parę dni zostanie w Lizbonie.
Początkowo portugalskie media uznały jej słowa za przejęzyczenie, o które nietrudno w obcym języku. Dziennikarze pisali, że zgodnie z planem ma wsiąść do wieczornego pociągu do Madrytu. Twierdzono, że gdyby Greta nie chciała jak najszybciej rozpocząć walki o obniżenie emisji CO2, to nie odrzuciłaby zaproszenia parlamentarzystów do Zgromadzenia Republiki.
To, że Greta faktycznie nie ma zamiaru udać się do Madrytu, dotarło do nich dopiero wtedy, kiedy w internecie pojawiły się zdjęcia Szwedki spacerującej po lizbońskiej starówce, zrobione wtedy, kiedy pociąg już wyruszył ze stacji. Co więcej okazało się, że zapewne jest bardzo zmęczona. Hiszpańskie dzienniki La Razon i La Vanguardia dowiedziały się bowiem od źródła u organizatorów całej imprezy, że Greta weźmie w niej udział dopiero w piątek.
Cała sytuacja wzbudziła w Hiszpanii zrozumiałe reakcje. Część mediów kpi z tego, co zaszło, inne krytykują ją bezpardonowo. Dziennikarz radia Cope Carlos Herrera ostro skrytykował histerię i infantylność nastoletniej aktywistki. „Dużo jest głosicieli apokalipsy, inkwizytorów takich jak Greta. Wielu z nich nawet nie wie o czym mówi” – stwierdził – „Ta dziewczynka, wyczekiwany Mesjasz, już do nas płynie w papierowej łódeczce. Zobaczycie, że przybędzie tu i powie, że jej skradziono dzieciństwo (…) a większość przedstawicieli ONZ niczym głupcy będzie ją oklaskiwać”.
Dziennikarz telewizyjny i obrońca praw zwierząt Frak Cuesta zwrócił za to uwagę na hipokryzję, z jaką wiąże się odmowa Grety latania samolotem. „Ona zawsze jest w łodzi, która nie używa paliwa” – zauważył – „Ma jednak dla bezpieczeństwa ze swojej jednej i drugiej strony dwie inne łodzie, a także helikopter”