Zaangażowanie KGHM w sprowadzenie do Polski niezbędnego sprzętu ochronnego w dniach, gdy brakowało go na całym świecie, nie przestaje być solą w oku pracowników „Gazety Wyborczej”. Antyrządowy organ z ulicy Czerskiej robi co może, by jak najbardziej obrzydzić Polakom akcję pomocy jaką udało się zorganizować dwa miesiące temu. Czynownicy organu Adama Michnika wykorzystują fakt nierzetelności chińskich kooperantów, których ofiarą padło wiele innych krajów świata, a także Komisja Europejska czy Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Jednocześnie „Gazeta” z premedytacją ignoruje okoliczności, w jakich organizowano transporty, a które wymuszały działanie szybkie bez możliwości zastosowania zwykłych procedur przetargowych.
Gdy cały świat starał się zdobyć jak największą partię maseczek i kombinezonów ochronnych, niestety nie udało się uniknąć narażenia na nieuczciwość i złą wolę niektórych producentów. Nie interesuje to jednak po dwóch miesiącach wściekle atakującego na łamach „GW” Jacka Harłukowicza, co nie dziwi, bo przecież tytuł z Czerskiej codziennie od lat udowadnia, że nie cofnie się przed niczym, by zaatakować znienawidzonych przez siebie polityków prawicy. Jak to często jednak bywa w przypadku publikacji „GW” formułowane przez nią zarzuty są wyjątkowo miałkie i łatwe do obalenia. Nie inaczej jest w przypadku kolejnej publikacji mającej rzekomo ujawniać „wielką aferę” związaną z przylotem do Polski największego transportowca świata Antonowa 225.
W tekście Harłukowicza możemy przeczytać m.in.:
„Żaden przedstawiciel spółki (KGHM) do Chin nie poleciał, by nadzorować zakupy (…) przed wysłaniem transportu”.
Jak to dziś łatwo napisać, że nikt nie poleciał do Chin, by nadzorować zakupy. Tymczasem przypomnijmy sobie okoliczności i restrykcje jakie wówczas obowiązywały: zamknięte granice, ścisła kwarantanna narodowa, szeroko propagowana akcja „zostań w domu”, odwołane niemal wszystkie loty zagraniczne. Czy podróż do Chin w tamtym czasie byłaby czynem odpowiedzialnym? A może raczej stałaby się powodem do kolejnego ataku „Gazety Wyborczej”? To pewne, skoro „GW” zupełnie ignoruje np. fakt, że w umowie zawartej z dostawcą sprzętu polska strona zabezpieczyła zapis, zgodnie z którym dostawca zapewnia o posiadaniu przez produkty wszystkich niezbędnych certyfikatów i dokumentów. Tymczasem „Gazeta” zarzuca świadome kłamstwo przedstawicielom KGHM i polskiego rządu, kiedy zapewniali oni, że sprowadzany sprzęt jest wysokiej jakości i posiada niezbędne certyfikaty. Jak widać jednak według „Gazety” oszustwo dostawcy jest tożsame z kłamstwem odbiorcy. W umowie z dostawcą, firmą Quantron, widnieje wyraźny zapis, że dostawca ręczy za zaopatrzenie zamówionych produktów we wszystkie niezbędne certyfikaty, w tym certyfikat CE. Opierając się na zapewnieniach Quantrona, KGHM mógł zadeklarować instytucjom, choćby Ambasadzie Polski w Chinach, że jakość sprowadzanego sprzętu jest dobra.
Jednocześnie „GW” tytułuje pracownika spółki Quantron, która była pośrednikiem przy transakcji – przedstawicielem KGHM. To kolejny dowód na to, jak kiepsko jest zorientowany w sprawach o których pisze z takim zacięciem red. Harłukowicz. Pośrednik nie oznacza bowiem przedstawiciela i podpisywane przez niego dokumenty nie są w żaden sposób dowodem, że podpisywał je umocowany prawnie przedstawiciel zamawiającego. To dosyć elementarny przykład ignorancji „dziennikarzy” z ulicy Czerskiej, ale zarzuty jakie pojawiają się w dalszej części tekstu są jeszcze bardziej kuriozalne. Czytamy:
„Jak jednak wynika z naszych informacji, w wynajęciu antonowa oprócz jego opłacenia KGHM nie miał żadnego udziału. Samolot udało się załatwić niejako przypadkiem, już po pierwszych rozmowach przedstawicieli KGHM i Quantrona na temat transportu do Polski.”
Skoro rzeczywiście załatwienie transportu sprzętu medycznego Antonowem sprowadziło się do zerowego nakładu pracy to czemu nikomu innemu w Polsce nie przyszło to z taką łatwością, jaką sugeruje „GW”? Przypomnijmy znów okoliczności: An-225 wylądował u nas 14 kwietnia. Co ciekawe Niemcom udało się załatwić transport maseczek przy użyciu tego samego kolosa na lotnisko w Lipsku dopiero 13 dni później. Czyżby Niemcy nie chcieli tego sprzętu wcześniej, skoro u nich epidemia SARS-Cov2 rozpoczęła się znacznie wcześniej niż w Polsce?
Warto zwrócić uwagę, że na obecnym etapie „Gazeta Wyborcza” wykorzystuje do formułowania zarzutów wobec KGHM tajemniczego i anonimowego informatora (to stała praktyka autorów tego dziennika, rozmówcy widocznie wstydzą się ujawniać swoje dane na jego łamach) z firmy Quantron. Co ciekawe w poprzednich tekstach red. Harłukowicz czynił z faktu współpracy z tą spółką zarzut, przedstawiając ją jako partnera wątpliwej sławy.
Kolejnym absurdalnym zarzutem jaki czyni „GW” jest stwierdzenie, że nie ściągnięto przed głównym transportem sprzętu jego testowych partii. To znów przykład tego jak łatwo przyszło autorowi z Czerskiej zapomnieć, że w kwietniu nie było czasu na takie działanie. Jak zauważył wówczas prof. Jan Lubiński, najczęściej cytowany na świecie polski onkolog: „Dzięki Bogu są jeszcze w Polsce duże państwowe firmy, takie jak KGHM czy Lotos, dzięki którym – z pominięciem klasycznych procedur przetargowych – można w sytuacji pożaru sprowadzić szybko do Polski niezbędny sprzęt”.
Jednak najbardziej obrzydliwym zarzutem jaki podnosi „Gazeta” wobec KGHM jest ten dotyczący nieudolności w pomaganiu. Krytykowanie rządu i państwowych spółek za to, że zrobiły wszystko co można, by w Polsce nie zabrakło podstawowych środków ochrony i respiratorów dla chorych jest dzisiaj po prostu skrajnie nieuczciwe i musi budzić odruch sprzeciwu u każdego rozsądnie myślącego człowieka. Mimo tego jednak, znając „Gazetę Wyborczą” jakoś trudno się zdziwić, że sięga ona po takie metody walki ze zwalczanymi przez siebie decydentami, bo to przecież jak najbardziej w jej stylu.