Finał Pucharu Polski w obliczu skandalu. To mogło zakończyć się tragedią dla wielu osób Wiadomości sportowe z kraju i świata

Finał Pucharu Polski w obliczu skandalu. To mogło zakończyć się tragedią dla wielu osób

Ostatni finał Pucharu Polski zostanie zapamiętany z pewnością na długo. Jednak nie tyle z powodu efektownych opraw kibicowskich czy gry piłkarskiej Jagiellonii Białystok oraz Lechii Gdańsk, a skandalicznej organizacji, która omal nie doprowadziła kolejny raz do tragedii.

Najlepiej zorganizowany finał od kilku lat. Żadnych incydentów, żadnych rac na murawie – ocenia jeden z dziennikarzy portalu sport.pl.

Jednak zupełnie odmiennego zdania są kibice, którzy przyjechali do Warszawy obejrzeć finału Pucharu Polski. Szczególne zastrzeżenia mają kibice Lechii Gdańsk, dla których wejście na Stadion Narodowy było jednym z najbardziej uciążliwych doznań w historii. Powolne kontrole na bramkach, które były otwarte w zbyt małej ilości dla kilkunastu tysięcy sympatyków pomorskiej drużyny.I to w dniu święta, na które czekali aż 36 lat.

Efekty? Pierwszy był bardzo widoczny w pierwszych minutach spotkania. Kiedy sektor zajmowany przez kibiców Jagiellonii Białystok był niemalże pełny już od pierwszego gwizdka sędziego, na trybunie Lechii wciąż było widać spore braki. Spora część sympatyków biało-zielonej drużyny nie miała możliwości odśpiewania hymnu państwowego na Stadionie Narodowym oraz wsparcia dopingiem swoich piłkarzy od pierwszych minut meczu. Wśród nich także rodziny z dziećmi.

Drugi skutek mógł być o wiele gorszy, gdyż niewiele zabrakło, aby doszło do poważnej tragedii pod stadionem. Flegmatyczna kontrola poruszająca się w żółwim tempie przy sporym tłumie kibiców chcących dostać się na mecz – to nie mogło skończyć się dobrze. To mogło wręcz doprowadzić do tragedii w wyniku której duża część osób mogła trafić do szpitala z powodu omdleń. Na pewno nie za to sympatycy Lechii płacili organizatorom meczu.

To zresztą nie pierwszy raz, kiedy kibice wchodzący przez bramę nr 10. Podobne zastrzeżenia mieli rok temu kibice Arki Gdynia, którzy doskonale rozumieją w jakiej sytuacji znaleźli się ich najwięksi rywale. W tym celu serwis arkowcy.pl przypomniał o zeszłorocznym artykule, w którym cytował relację sympatyków żółto-niebieskich mówiących o przykrych incydentach, jakie miały miejsce pod Stadionem Narodowym. Dochodziło wówczas do przypadków, kiedy służby medyczne musiały interweniować, gdyż część osób mdlała przed bramą. Na równie skandaliczne traktowanie z kolei narzekali dwa lata temu kibice poznańskiego Lecha.

Finał Pucharu Polski w dniu święta flagi państwowej coraz bardziej wywołuje panikę wśród kibiców przez kiepską organizację. Zamiast dobrego widowiska ludzie muszą się męczyć w długich kolejkach i sporym ścisku. Wygląda to tak, jakby tragedia z 15 kwietnia 1989 roku na Hillsborough niczego nie nauczyła.

Brakuje nam w piłce nożnej jeszcze sporo do Europy. Jednak oprócz poziomu naszych drużyn oraz najwyższej ligi zawodzimy także pod względem organizacyjnym, gdzie w dużym stopniu odbiegamy od całej reszty. Jeden z kibiców podał przykład środowego spotkania w ramach półfinału Ligi Mistrzów pomiędzy Barceloną, a Liverpoolem. Stadion Camp Nou, mogący pomieścić niecałe 100 tysięcy kibiców, 2 godziny przed meczem świecił niemalże pustkami. Natomiast na kilka minut przed pierwszym gwizdkiem kataloński obiekt był już szczelnie wypełniony.

Źródło: Twitter Autor: JD
Fot. PAP/Leszek Szymański

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Zamknij