Elon Musk, uznawany za najbogatszego człowieka na świecie, kupił akcje popularnego portalu społecznościowego Twitter.
Ekscentryczny miliarder jest jednym z najpopularniejszych użytkowników Twittera, jego konto śledzi ponad 80 milionów osób. Publikowane przez niego tweety regularnie budzą kontrowersję, jak na przykład ten, w którym zamieścił – i szybko usunął – mema porównującego premiera Kanady Justina Trudeau do Adolfa Hitlera.
Tydzień temu Musk skrytykował niedostatki wolności słowa, jakie jego i wielu innych osób panują na Twitterze. „Wolność słowa jest niezbędna w funkcjonującej demokracji. Czy wierzycie, że Twitter rygorystycznie trzyma się tej zasady?” – napisał. „Biorąc pod uwagę to, że Twitter służy jako de facto plac miejski <na którym każdy może wyrazić swoją opinię – dop. red.>, porażka w trzymaniu się zasad wolności słowa fundamentalnie szkodzi demokracji. Co powinno być z tym zrobione?” – dodał w kolejnym tweecie.
Wielu internautów odebrało jego słowa jako zapowiedź, że miliarder założy konkurencję dla Twittera. Inni zauważali, że dotychczasowe alternatywy okazały się być komercyjnymi porażkami – i zamiast tego doradzali mu, żeby go po prostu kupił. Wygląda na to, że Musk ich posłuchał.
W poniedziałek Musk zgłosił pilnującej bezpieczeństwa giełdy agencji SEC, że nabył 9,2% akcji Twittera. Łącznie do Muska należy 73,5 milionów akcji Twittera, a w poniedziałek cena indywidualnej akcji sięgnęła niemal 50 dolarów. Po tym, gdy jego zakup wyszedł na jaw, ich cena wzrosła błyskawicznie o 25%.
Musk jeszcze nie skomentował publicznie tego zakupu. Nie wiadomo też, czy zamierza kupować kolejne akcje, żeby przejąć kontrolę nad tym portalem – obecnie już jest największym indywidualnym ich posiadaczem. W jego wypadku nie da się tego jednak wykluczyć. Mowa w końcu o biznesmenie, który swego czasu wprowadził na rynek komercyjny miotacz ognia, bo krytykowano go, że jego produkty są nudne.