Donald Trump po raz kolejny usłyszał zarzuty. Tym razem poszło o wybory

Donald Trump po raz kolejny usłyszał zarzuty. Tym razem oskarżono go o próbę wpłynięcia na wynik wyborów.

Jedną z największych niespodzianek w ostatnich wyborach był wynik z Georgii. To raczej prawicowy stan, ale Biden wygrał w nim o zaledwie 0,23%, a Demokraci zdobyli w nim obydwa miejsca do Senatu, co dało im większość. Trump i jego zwolennicy twierdzili, że było to możliwe tylko dzięki oszustwom wyborczym.

Teraz Trump usłyszał związane z tym zarzuty. Usłyszeli je także jego współpracownicy, w tym były szef sztabu Mark Meadows, jego prawnik i były gubernator Nowego Jorku Rudy Giuliani czy były pracownik Departamentu Sprawiedliwości Jeffrey Clark. W liczącym niemal sto stron akcie oskarżenia były prezydent usłyszał aż 13 zarzutów. Demokratyczna prokurator Fani Willis użyła stanowej wersji tzw. ustawy RICO, która normalnie służy do walki z przestępczością zorganizowaną.

Trump został oskarżony m.in. o to, że próbował namówić sekretarza stanu Georgii, by ten znalazł wystarczającą liczbę głosów, która dałaby mu zwycięstwo w tym stanie. On i jego ludzie mieli też fałszywie oskarżać pracownicę komisji wyborczej o dokonanie oszustw. Namawiali też władze stanowe, by te zignorowały wynik wyborów i wyznaczyły nową grupę elektorów, którzy oddaliby swoje głosy na Trumpa.

Willis powiedziała, że chce, by cała grupa oskarżonych była sądzona wspólnie. Dała im czas do południa 25 sierpnia, aby stawili się przed sądem. To już czwarty proces, w którym Trump usłyszał zarzuty. Trump stwierdził, że są motywowane politycznie i są kontynuacją „najdłuższego polowania na czarownice w historii USA”. Dodał, że mogli je postawić blisko trzy lata temu, ale nieprzypadkowo postawili je w trakcie kampanii wyborczej, gdyż w większości sondaży pokonuje Joe Bidena. Stwierdził też, że Willis zupełnie sobie nie radzi jako prokurator, przestępczość w Atlancie rośnie, a ta sprawa ma jej przynieść popularność i zagwarantować reelekcję.