Donald Trump otworzył legendarny wyścig Daytona 500. Bardzo nie spodobało się to lewicy.
NASCAR to największa amerykańska organizacja wyścigowa. Jej członkowie rywalizują ze sobą prowadząc swoje samochody po owalnych torach. To drugi najpopularniejszy po futbolu sport w USA, a wyścigi NASCAR zajmują aż 17 miejsc na 20 na liście najpopularniejszych w USA imprez sportowych. Zdecydowanie najsłynniejszym wyścigiem NASCAR – nazywanym często „wielkim amerykańskim wyścigiem” – jest organizowany od 62 lat Daytona 500. Jego nazwa wzięła się od tego, że w jego trakcie kierowcy muszą przejechać 200 okrążeń po torze w Daytona Beach na Florydzie.
Na kilka minut przed piętnastą w niedzielę zgromadzeni na torze w Daytonie kibice usłyszeli ryk silników. Prezydencki Boening Air Force One, zmierzający na pobliskie lotnisko, dokonał bardzo efektownego przelotu nad torem.
YEAH BABY!!! DAYTONA 500 THE GREAT AMERICAN RACE!!! LET’S GO JIMMY!!! TRUMP 2020!! pic.twitter.com/pv94uOdnP5
— Trumpmadeintheusa (@trumpmadeinusa) February 16, 2020
W tym roku Trump postanowił wziąć udział w tej imprezie jako Wielki Marszałek – jak nazywa się osobę, która rozpoczyna wyścig. W krótkim przemówieniu powitał „dziesiątki tysięcy patriotów” którzy zebrali się na torze. „Fani NASCAR nigdy nie zapominają, że nie ważne kto wygra, najbardziej liczą się Bóg, rodzina i ojczyzna” – powiedział – „Niech was Bóg błogosławi, niech Bóg błogosławi nasze wojsko, niech Bóg błogosławi naszych weteranów i niech Bóg błogosławi Amerykę”. Podziękował również zgromadzonym na torze tzw. Rodzinom Złotej Gwiazdy, jak nazywa się rodziny żołnierzy którzy stracili życie na służbie. „Wasi polegli wojownicy na zawsze w naszych sercach” – powiedział. Podziękował również nowym rekrutom, którzy „podjęli szczerą przysięgę aby ryzykować własne życia dla kraju”.
Przed wyścigiem Trump powiedział reporterowi telewizji Fox News, że spróbuje osobiście wziąć w nim udział. Okazało się, że nie był to żart. Na tor wyjechała bowiem część kawalkady Trumpa. On sam i pierwsza dama byli na pokładzie Bestii – jak popularnie nazywa się zbudowaną na bazie Cadillaca CT6 kuloodporną prezydencką limuzynę. Oczywiście to nie on prowadził – amerykańskie przepisy zabraniają prezydentom prowadzenia samochodów nawet po tym, gdy skończy się ich kadencja. Samochód Trumpa posłużył jako tzw. pace car, prowadząc zawodników do lotnego startu.
WATCH:
In The Beast, @realDonaldTrump and @FLOTUS take a lap around the Daytona International Speedway before the start of the #DAYTONA500! pic.twitter.com/yemfsy0wN2
— Steve Guest (@SteveGuest) February 16, 2020
Kibicie przyjęli obecność Trumpa entuzjastycznie. Nie brakowało oklasków na stojąco i okrzyków „jeszcze cztery lata!”. Pracownicy toru żartowali, że wyglądało to tak, jakby Trump zorganizował spotkanie ze zwolennikami w trakcie którego doszło niespodziewanie do wyścigu.
Reakcja tłumu nie dziwi za bardzo. Wywodzący się z wyścigów, które przemytnicy alkoholu urządzali między sobą w czasach prohibicji, NASCAR jest sportem powszechnie kojarzonym z amerykańską prawicą. Biorąc pod uwagę, że transmisję Daytony co roku oglądają miliony widzów, udział Trumpa w tej imprezie jest całkowicie zrozumiały.
Bardzo za to nie spodobał się amerykańskiej lewicy. Jej przedstawiciele uważają, że nie powinien wykorzystywać takiej wizyty – opłacanej z kieszeni podatników – do autopromocji. Zwolennicy Trumpa twierdzą natomiast, że jest to z ich strony hipokryzja – udział prezydentów w dużych imprezach sportowych nie jest tam bowiem niczym dziwnym i lewica nie protestowała kiedy w taki sposób promował się np. Obama. Z podobną krytyką nie spotkał się również George W. Bush, który wziął udział w Daytonie w 2004 roku.