Chrześcijanie jeszcze pół wieku temu stanowili 20 procent ludności Bliskiego i Środkowego Wschodu. Wkrótce może nie być ich wcale Najnowsze wiadomości ze świata

Chrześcijanie jeszcze pół wieku temu stanowili 20 procent ludności Bliskiego i Środkowego Wschodu. Wkrótce może nie być ich wcale

We Francji, która długo była oficjalnym protektorem chrześcijan wschodnich, w grudniu przypominano o ich tragedii. Zapowiedź wycofania wojsk amerykańskich z Syrii wywołała wiele reakcji, przede wszystkim geopolitycznych. Zapomina się jednak zupełnie o losie wciąż zagrożonych chrześcijan – ubolewał w wywiadzie dla dziennika “Le Parisien” Patrick Karam, prezes stowarzyszenia Koordynacja Chrześcijan Wschodnich w Niebezpieczeństwie (Chredo).

Jego zdaniem nieobecność Amerykanów może przyspieszyć odrodzenie Państwa Islamskiego (IS), które – jak twierdzi – “zostało bardzo osłabione, ale nie zdruzgotane”. Pierwszym celem IS – uważa ten polityk i politolog – będą chrześcijanie w Syrii i Iraku.

W Iraku chrześcijanie obecni są już tylko w autonomicznej prowincji Kurdystanu, a jeszcze pół wieku temu stanowili oni 15 do 20 procent ludności Bliskiego i Środkowego Wschodu – alarmuje rozmówca “Le Parisien”.

Karam był głównym organizatorem konferencji międzynarodowej, która 11 grudnia zgromadziła w Paryżu przedstawicieli licznych Kościołów Wschodnich, dygnitarzy muzułmańskich i parlamentarzystów.

Konferencja zakończyła się ogłoszeniem “Międzynarodowej Proklamacji Paryskiej” przeciwko dyskryminacji i przemocy wobec chrześcijan i innym mniejszości Wschodu. Uczestnicy konferencji zapowiedzieli, że nie będą szczędzić wysiłków, aby okrucieństwa, których ofiarami są chrześcijanie, uznane zostały za zbrodnie przeciw ludzkości. I to zarówno przez sądownictwo państw, w których zostały dokonane, jak i przez trybunały międzynarodowe.

Niektórzy wyrażali satysfakcję z tego, że po raz pierwszy spotkali się duchowni chrześcijańscy i muzułmańscy, po to, by bez niedopowiedzeń potępić terroryzm takich organizacji jak Daesz (akronim Państwa Islamskiego).

Niektórzy żałowali, że do obrony chrześcijan dołączono “inne mniejszości”, co ich zdaniem “osłabia przekaz konferencji, innym mniejszościom nie pomagając”.

“Wschód (chrześcijański) potrzebuje ratunku w czynach, a nie słowach! My, chrześcijanie wschodni, jesteśmy ofiarami zmarginalizowania. Ta konferencja jest ważna dlatego, że pozwala nam mówić światu o naszych cierpieniach” – przytaczał katolicki dziennik “La Croix” słowa Nicodemusa Daouda Sharafa, syriackiego prawosławnego arcybiskupa Mosulu.

Wschodnim chrześcijanom starają się iść z pomocą samorzutnie tworzące się we Francji organizacje społeczne, takie jak np. SOS Chretiens d’Orient czy Kantor Syryjski. Działają poprzez zbiórki lub sprzedaż wyrobów tamtejszych rzemieślników chrześcijańskich. “To jednak tylko słodka kropla w morzu goryczy” – przyznał Jacques Debacker, delegat SOS Chretiens d’Orient na Bretanię.

Dziennik “le Figaro” cytował siostrę Marie Keyrouz, pochodzącą z Libanu, znaną we Francji wykonawczynię pieśni wschodniochrześcijańskich: “Zawsze będą chrześcijanie, którzy będą chcieli żyć jak najbliżej swych świętych miejsc, nawet jeśli godzić się będą musieli na cierpienia. Nawet jeśli jesteśmy męczennikami, to wciąż jest to nasza ziemia. Widziałam przecież uchodźców chrześcijańskich, wypędzonych z Iraku: to, że przeżyli, graniczy z cudem. Czy ma się prawo mieć za złe tym, którzy opuszczają swój kraj?”.

Teolog i publicysta Jean-Francois Colosimo w artykule “Francja i Chrześcijanie Wschodni – ostatnia szansa” opublikowanym przez paryski think tank Fundacja Odnowy Politycznej pisze, że “największą tragedią chrześcijan wschodnich nie jest przemoc, jakiej obecnie doznają, ale emigracja”. Teolog tłumaczy, że wychodźstwo prowadzić musi nieuchronnie do zaniku ich społeczności. A to dlatego, że “na zeświecczonym zachodzie, w drugim czy trzecim pokoleniu, utracą swą specyfikę, która jest przede wszystkim duchowa, a poniżej pewnego progu socjologicznego” nie będzie już możliwe utrzymanie się na miejscu.

Autor tej pracy zarzuca Francji “apatię i cynizm” wobec “tragedii chrześcijan wschodnich”. Brak prawdziwego zaangażowania na ich rzecz jest plamą na honorze kraju, który tradycyjnie wykorzystywał swój status “opiekuna chrześcijan Wschodu” dla wpływów w tym rejonie. A bolesna ironia tkwi w tym, że pojęcie “interwencji humanitarnej” ukute zostało przez Napoleona III po masakrach w Damaszku i Szufie w 1860 r.

Colosimo wzywa władze francuskie do podjęcia akcji dyplomatycznych, dwustronnych i multilateralnych. Bez przekonania, gdyż, jak twierdzi, “w wielu regionach zanik chrześcijan wschodnich przestaje być hipotezą i staje się rzeczywistością”.

Źródło: PAP Autor: Ludwik Lewin z Paryża
Fot. PAP

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Zamknij