Apple zadecydowało o zamknięciu wszystkich swoich sklepów i innych placówek w Chinach. Ma to związek z epidemią koronawirusa.
Chiny to nie tylko miejsce, gdzie Apple produkuje większość swoich produktów, ale także jeden z najważniejszych rynków dla kalifornijskiego giganta, zaraz po USA i Unii Europejskiej. Związany z chińskim nowym rokiem sezon zakupowy poszedł im w tym roku znacznie lepiej niż ktokolwiek przypuszczał i ich akcje osiągnęły na początku tygodnia rekordowe ceny. Niepewność związana z epidemią koronawirusa w Chinach przygasiła jednak entuzjazm inwestorów i cena akcji do końca tygodnia spadła o 4%, do 309 dolarów.
Apple w związku z tą epidemią ogłosiła, że zamyka wszystkie 42 sklepy które prowadzą w Chinach. Zamknie również swoje biura oraz centra kontaktowe. Zamknięcie potrwa na pewno do 9 lutego, ale w zależności od rozwoju sytuacji może zostać przedłużone. Według oficjalnego oświadczenia Apple robi tak z powodu „nadmiaru ostrożności oraz najnowszych porad ze strony czołowych ekspertów od zdrowia”. Zatłoczone sklepy to miejsce, w którym jeden potencjalny chory może z łatwością zarazić wielu innych.
Apple nie jest jedyną firmą która podjęła taką decyzję. Wiele chińskich fabryk, sklepów i innych firm dostało od władz polecenie przedłużenia noworocznych urlopów dla swoich pracowników do co najmniej 10 lutego. Wiele zachodnich firm współpracujących z Chinami także tymczasowo ograniczyło działalność w Państwie Środka.
Sieć stacjonarnych sklepów jest istotnym elementem strategii marketingowej Apple. Eksperci uważają jednak, że ich zamknięcie – nawet jeśli się przedłuży – nie wpłynie istotnie na finanse firmy. Chińczycy chcący kupić sobie nowego iPhone’a nadal będą mogli to zrobić za pośrednictwem ich sklepu internetowego, który nie został zamknięty, a zdaniem ekspertów cała sytuacja obniży sprzedaż o zaledwie kilka procent.