W serii rozkazów prezydenckich, które podpisał Joe Biden, znalazł się również rozkaz wstrzymania budowy rurociągu Keystone XL. Oburzyło to Kanadyjczyków.
Budowę ropociągu Keystone rozpoczęto w 2010 roku. Jego trzy ukończone już fazy łączą bogatą w ropę prowincję Alberta z rafineriami w Teksasie i Illinois oraz centrum dystrybucji w Oklahomie. Jego czwarta faza, nazwana XL (od eXport Limited) łączyłaby terminale pierwszej fazy, w Hardisty w Albercie i Steele City w Nebrasce, ale przebiegałaby znacznie krótszą trasę przez Montanę i Południową Dakotę. Razem z zastosowaniem większej średnicy rur pozwoliłoby to na znaczne obniżenie kosztów i zwiększenie przepustowości.
Budowa tego ropociągu budziła jednak furię walczących z przemysłem naftowym eko-aktywistów i skrajnej lewicy. Ich gniew budziło szczególnie to, że jego trasa przechodziłaby przez wydmy Sandhills – zajmujący jedną trzecią Nebraski chroniony obszar przyrodniczy. Protestowali przeciwko niemu również Indianie którzy obawiali się, że w razie awarii ropa skazi ich źródła wody. Prezydent Obama w 2015 ugiął się przed tymi protestami i wstrzymał jego budowę, ale jego decyzja została cofnięta przez Trumpa. Joe Biden już pierwszego dnia w Białym Domu zdecydował jednak o wstrzymaniu pozwolenia na tą budowę.
Decyzja Bidena ucieszyła lewicę i eko-aktywistów, ale spotkał się z ostrą krytyką. Wielu komentatorów zwraca uwagę na to, że decyzja Bidena oznacza, że z dnia na dzień dziesiątki tysięcy osób stracą pracę, co w warunkach szalejącego przez pandemię bezrobocia nie jest szczególnie dobrą wiadomością. Zwracają też uwagę na to, że brak tego rurociągu zmniejszy zyski przemysłu naftowego, które pomogłyby w pokryzysowej odbudowie. Wiele kontrowersji budzi również fakt, że bez Keystone XL Ameryka będzie w większym stopniu uzależniona od ropy z państw OPEC – a te już raz z powodów politycznych wprowadziły embargo na jej sprzedaż, wywołując w USA potężny kryzys gospodarczy.
Decyzja Bidena szczególną wściekłość wywołała jednak w Kanadzie. Jak informuje portal Global News Canada premier Justin Trudeau odbył w tej sprawie rozmowę z premierami poszczególnych prowincji. Rozmowa miała być bardzo ostra i wielu z nich zażądało, aby „postawił się” Bidenowi.
Najbardziej zdenerwowany jest premier Alberty Jason Kenney, który już wcześniej nazwał decyzję Bidena „ciosem w brzuch” i „obrazą dla Kanady”. Żąda on, aby rząd w Ottawie nałożył na USA sankcje jeśli Biden nie wycofa się z tej decyzji.
Rosnąca liczba kanadyjskich polityków ma popierać takie rozwiązanie. Inni boją się jednak, że ewentualne amerykańskie kontrsankcje zbyt mocno dotkną inne gałęzie eksportu Kanady, jak chociażby stal. Wściekłość Kenneya jest jak najbardziej zrozumiała – zabicie Keystone XL oznacza nie tylko to, że jego prowincja straci ogromne zyski w przyszłości ale także około miliarda dolarów, które już zainwestowała w ten projekt.
Trudeau miał obiecać oburzonym premierom, że podejmie ten temat w piątek w rozmowie telefonicznej z Bidenem. Zasugerował jednak, że premierzy powinni wziąć pod uwagę również to, że po czterech latach ostrej polityki zagranicznej Trumpa będzie chciał poprawić stosunki z administracją Bidena – co sugeruje, że żadnych sankcji nie będzie.
Lewicowy premier może jednak w ten sposób doprowadzić do poważnego kryzysu politycznego na swoim podwórku. Kenney nie ma bowiem zamiaru odpuścić. W Albercie bardzo silne są tendencje separatystyczne, ok. 20% mieszkańców popiera autonomię od Ottawy. Już teraz jego rząd pracuje nad daleko idącymi reformami, jak zastąpienie kanadyjskiej policji RCMP swoimi własnymi siłami policyjnymi, wycofanie się z ogólnokrajowego systemu emerytalnego czy też ogłoszenie własnej konstytucji. Ostatnio zapowiedział, że jeśli rząd Trudeau nie będzie wystarczająco ostro walczył o Keystone XL, to nie będzie miał innego wyjścia niż zaostrzenie starań o „sprawiedliwą umowę w federacji”.