W czwartek amerykańskie lotnictwo dokonało nalotów na cele w Syrii. To pierwsza operacja wojskowa autoryzowana przez Joe Bidena.
Celem nalotu wykonanego przez myśliwce bombardujące F-15 były placówki szyickich milicji, Kait’ib Hezbllah i Kait’ib Sayyid al. Shuhada, położone przy granicy z Irakiem. Obie milicje są podejrzewane o trzymywanie wsparcia, w tym finansowego, od irańskiej Gwardii Rewolucyjnej.
Naloty były odpowiedzią na serię ataków rakietowych na tzw. Zieloną Strefę, jak nazywa się dzielnicę Bagdadu mieszczącą m.in. ambasady. Ostatni miał miejsce w poniedziałek, kiedy w jej granicach eksplodowały dwie rakiety. Nikt w nim nie zginął. W zeszłym tygodniu miał również miejsce atak na amerykańską bazę wojskową w Erbilu. W tym ataku życie stracił cywilny ochroniarz a kilka innych osób, w tym amerykańskich żołnierzy, odniosło rany.
Pentagon ogłosił, że naloty zostały przeprowadzone ze wsparciem dyplomatycznym i w porozumieniu z innymi członkami koalicji. Zaplanowano je tak, aby nie spowodowały zbyt wielkich strat w ludziach. Ich efekty na razie nie są znane, ocena zniszczeń może potrwać kilka dni.