Aresztowano byłego ambasadora USA w Boliwii. Jest oskarżony o bycie agentem obcego rządu.
73-letni Manuel Rocha urodził się w Kolumbii, ale wyemigrował do USA, gdzie zdobył wykształcenie i wstąpił do służby dyplomatycznej. Podczas swojej 25-letniej kariery służył m.in. w Argentynie, gdzie wspierany przez USA program stabilizacji waluty doprowadził do kryzysu politycznego i pięciu wyborów prezydenckich w czasie 2 tygodni.
Następnie, w 2002 roku, Rocha został ambasadorem USA w Boliwii. Zrobiło się o nim głośno, gdy zagroził wstrzymaniem amerykańskiego wsparcia dla tego kraju jeśli wybierze w wyborach prezydenckich socjalistę i byłego hodowcę Koki Evo Moralesa. Oskarżył go o to, że chce wznowić eksport tej rośliny, która jest używana do produkcji narkotyków. Rozwścieczyło to Boliwijczyków, a kiedy trzy lata później Morales wygrał wybory, oskarżył amerykańską dyplomację o próbę wywołania wojny domowej i wyrzucił jego następcę.
Rocha służył też we Włoszech, Meksyku, Hondurasie i na Dominikanie, a także w Narodowej Radzie Bezpieczeństwa jako ekspert od Ameryki Łacińskiej. Po odejściu z dyplomacji zajął się biznesem, głównie wydobyciem i handlem surowcami naturalnymi.
Były dyplomata został aresztowany w piątek w Miami przez FBI. Aresztowanie było skutkiem długiej operacji kontrwywiadowczej. FBI podejrzewa, że pracował dla kubańskiego rządu, służąc jego interesom. Amerykańskie prawo wymaga, aby działający w USA przedstawiciele obcych rządów rejestrowali się w Departamencie Sprawiedliwości, a Rocha tego nie zrobił.
Departament Sprawiedliwości na razie odmawia jakichkolwiek komentarzy w tej sprawie. Nie skomentowała jej także jego żona. Kancelaria prawnicza, która zatrudnia Rochę, wydała oświadczenie, że nie będzie go reprezentować przed sądem.