Amerykański turysta rozbił dwie rzeźby z czasów rzymskich, eksponowane w Muzeum Izraela w Jerozolimie. Twierdzi, że obrażały jego uczucia religijne.
Zdarzenie miało miejsce w czwartek. Turysta, w wieku ok. 40 lat – jego tożsamość nie została ujawniona – zrzucił z piedestałów dwie rzeźby w sekcji archeologicznej. Pierwszą z nich była rzeźba Ateny z 2. wieku, odnaleziona w 1978 roku, a drugą rzeźba gryfa trzymającego koło losu, symbolizującą rzymską boginię Nemezis, którą odnaleziono w 1957. Rzeźby są obecnie poddawane restauracji, ale muzeum nie chce zdradzić, ile to będzie kosztować.
Turysta został aresztowany przez policję. Powiedział im, że jest ortodoksyjnym Żydem i zrobił to, co zrobił, bo uznał te rzeźby za sprzeczne z Torą bałwochwalstwo. Jego prawnik twierdzi jednak, że jego klient nie jest fanatykiem religijnym. Jego zdaniem padł ofiarą tzw. syndromu Jerozolimy. To zjawisko, które polega na tym, że turyści odwiedzający Jerozolimę dostają nagle mani religijnej, która zwykle przechodzi wkrótce po opuszczeniu miasta. Syndrom z Jerozolimy nie jest na razie uznawany oficjalnie za chorobę psychiczną, ale co roku odnotowuje się kilkanaście podobnych przypadków. Sąd wysłał turystę na obserwację psychiatryczną.
To nie jest pierwszy taki przypadek w ostatnim czasie. W lutym amerykański turysta żydowskiego pochodzenia uszkodził statuę Jezusa w jednym z kościołów na Starym Mieście. Gdy go aresztowano twierdził, że „nie można mieć bałwanów w Jerozolimie, to święte miasto”. W styczniu grupa nastolatków, ubrana w tradycyjne żydowskie stroje, wdarła się na protestancki cmentarz i zdemolowała szereg grobów i krzyżów. Obecnie trwa też żydowski sezon świąteczny, podczas którego do Jerozolimy dociera z całego świata wielu pielgrzymów. Lokalna społeczność chrześcijańska alarmuje, że ataki na nią stają się coraz częstsze.