Amerykański sąd zablokował tymczasowo nową ustawę antyaborcyjną stanu Missisipi. Miała wejść w życie 1 czerwca.
Stan Missisipi wprowadził jakiś czas temu radykalną ustawę antyaborcyjną, nazywaną „ustawą o biciu serca”. Gdyby weszła w życie to lekarz, który chciałby dokonać aborcji, musiałby sprawdzić czy da się wykryć bicie serca dziecka i w takim przypadku zrezygnować z „zabiegu” o ile nie byłoby istotnych medycznych przesłanek do jego wykonania, np. zagrożenia życia matki. W praktyce oznaczałoby to delegalizację aborcji po szóstym lub siódmym tygodniu ciąży.
Nominowany przez Barracka Obamę sędzia okręgowy Carlton Reeves uznał, że nowa ustawa antyaborcyjna Missisipi stanowiłaby zagrożenie dla zdrowia kobiet i sprawiłaby, że stanowe kliniki aborcyjne musiałyby zakończyć działalność.
Sędzia uznał również, że nowa ustawa narusza obecny kompromis aborcyjny. Sąd Najwyższy USA (SCOTUS) uznał bowiem w kilku sprawach, że stany nie mają prawa ograniczać dostępu do aborcji do momentu, w którym dziecko nie jest w stanie przetrwać poza organizmem matki. W praktyce uznaje się, że ma to miejsce w 20 tygodniu ciąży. Sędzia Reeves przypomniał, że w zeszłym roku ten sam skład sędziowski zablokował ustawę mającą ograniczyć aborcję po 15 tygodniu, więc nie może się teraz zgodzić na ograniczenia po szóstym.
Paradoksalnie jednak decyzja sądu to dobra wiadomość dla amerykańskich obrońców życia. Wprowadzane ostatnio przez niektóre stany radykalne ustawy antyaborcyjne wyraźnie bowiem naruszają kompromis aborcyjny. Ich twórcy często otwarcie przyznają, że liczą na to, że zostaną zaskarżone do sądów. Aborcja w USA została bowiem zalegalizowana wyrokiem SCOTUS w sprawie Roe v. Wade – i tylko SCOTUS może odwrócić tą decyzję. Twórcy nowych ustaw liczą, że któraś ze spraw w końcu trafi na jego wokandę i sąd – w którym po raz pierwszy od II Wojny Światowej przewagę ma prawica – cofnie tamtą decyzję.