Urzędnik amerykańskiej ambasady jest podejrzany o spowodowanie śmiertelnego wypadku, w którym zginęła 11-letnia dziewczynka. Dzień po wypadku dyplomata powołał się na immunitet i wraz z rodziną opuścił kraj.
Do tragicznego zdarzenia doszło w czerwcu w Zimbabwe. Tamtejsza policja ustaliła, że sprawcą wypadku na przedmieściach Harare, w którym zginęła 11-latka, był sekretarz ambasady USA w Zimbabwe Eric Kimpton.
Dzień po wypadku powołując się na immunitet dyplomatyczny, mężczyzna wraz z rodziną opuścił kraj. Tłumaczył, że doznał traumy i potrzebuje porady prawnej w USA. Choć zapewnił, że wróci do kraju w ciągu dwóch tygodni i będzie współpracował z organami ścigania, to słowa nie dotrzymał.
– Wygląda na to, że nie wróci już do Zimbabwe – powiedział rzecznik policji, komisarz Paul Nyathi.
Zdaniem rzecznika prezydenta Zimbabwe Georga Charamby to „niedyplomatyczne zachowanie”. Dodał, że nie będzie tolerował żadnego zagranicznego dyplomaty, który unika odpowiedzialności za wyrządzone krzywdy. Zapewnił jednocześnie, że władze kraju posiadają instrumenty, dzięki którym Kimpton nie uniknie kary.
– Kiedy dyplomata doprowadza do śmierci i ucieka do swojego kraju, z dyplomaty staje się zbiegiem i istnieją odpowiednie instrumenty, które Zimbabwe może wykorzystać, aby pociągnąć go do odpowiedzialności – oświadczył Charamba.
Konwencja Wiedeńska z 1961 roku przewiduje, że dyplomaci zagraniczni i członkowie ich rodzin korzystają z ochrony, która pozwala im uniknąć ścigania za niemal każde przestępstwo. Jednak kraj ojczysty takiej osoby może zrzec się immunitetu.