Rządy PiS skandalicznie popsuły naszą pozycję w ramach procesu integracji europejskiej – ocenił b. prezydent Bronisław Komorowski na poniedziałkowej konferencji poświęconej podsumowaniu trzech lat realizowanej przez tę formację polityki zagranicznej.
Na konferencji zorganizowanej przez Instytut Bronisława Komorowskiego b. prezydent krytycznie odniósł się do przedstawionego w piątek przez szefa MSZ Jacka Czaputowicza podsumowania trzech lat działalności rządu w sferze dyplomacji, które – w jego ocenie – nie zawierało opisu tego, co się działo przez minione trzy lata, ani obecnego stanu polskiej polityki zagranicznej.
“W moim przekonaniu tu nie ma ani cienia nie tylko autokrytyki, nie ma także chęci podkreślenia tego, co minister Czaputowicz, jako nowy minister, zamierza zrobić czy co robi z tym, co sygnalizował, że jest do poprawienia po poprzedniku” – mówił b. prezydent.
Ocenił ponadto, że – nieprzypadkowo – w tym podsumowaniu “nie zostały wymienione kwestie integracji europejskiej i związane z nimi kwestie ważne dla Polski”.
“W moim przekonaniu, oprócz całej listy zaniechań, błędów, zupełnie dramatycznych pomyłek, ale także i skandalicznych działań w ramach polskiej polityki zagranicznej ostatnich trzech lat, zasadniczego podkreślenia wymaga błąd nie tylko zaniechania dzisiaj, ale także błąd skandalicznego popsucia naszej pozycji w ramach procesu integracji europejskiej” – powiedział Komorowski.
W czasie debaty – w której głos zabrali b. politycy, dyplomaci i eksperci zaangażowani w proces tworzenia przygotowanego przez Instytut Bronisława Komorowskiego raportu dot. trzyletnim rządom PiS w dziedzinie polityki międzynarodowej, rządom tym zarzucano m.in. brak profesjonalizmu, niszczenie służby zagranicznej, podporządkowanie jej celom wąsko rozumianej polityki wewnętrznej, doprowadzenie do izolacji międzynarodowej Polski oraz brak długofalowej strategii politycznej państwa.
“To, co się nasuwa jako konstatacja przy analizie polityki zagranicznej ostatnich trzech lat, to iż właściwie z bardzo dużym trudem w ogóle przychodzi używanie słowa polityka zagraniczna, ponieważ to, z czym mamy do czynienia, (…) to jest coś tak bardzo miernego, tak bardzo niskiego” – przekonywał b. doradca prezydenta Komorowskiego ds. międzynarodowych Roman Kuźniar.
“Okazuje się, że polityka zagraniczna i MSZ jest takim samym środkiem utrwalania, podtrzymywania, przedłużania tej władzy, jak różne inne instrumenty, przy pomocy których ta grupa rządząca próbuje tę władzę utrwalać – w taki sposób, jak czyniono to w poprzednich okresach w Polsce; polityka zagraniczna i to ministerstwo (…) służą tak naprawdę nie reprezentowaniu polskich interesów, promocji naszych interesów na scenie międzynarodowej czy w Europie, tylko utrwalaniu władzy, osłonie tego autorytarnego zwrotu, jaki ma miejsce w Polsce” – mówił.
Głos podczas poniedziałkowej dyskusji, komentując raport, zabrali również b. szefowie MSZ: Włodzimierz Cimoszewicz, Adam Daniel Rotfeld i Radosław Sikorski.
Sikorski wskazywał, że w ciągu trzech lat nie widać wymiernych efektów filozofii obecnej ekipy rządzącej, zgodnie z którą “ten, kto się domaga więcej, ten więcej uzyskuje”. Jednocześnie – jak ocenił – niewątpliwe są poniesione przez Polskę straty reputacyjne.
“Niestety mamy politykę zagraniczną, która jest de facto emanacją ignorancji i obsesji jednego szeregowego posła, bo przecież na tym polega problem tego, co robił szczególnie poprzednik obecnego ministra, tzn. granie w polityce zagranicznej +na obsesje Nowogrodzkiej+” – mówił b. minister w rządzie PO-PSL.
Sikorski wskazał jednocześnie na osiągnięcia, które w takim samym okresie wypracował – według niego – rząd Donalda Tuska. “My już mieliśmy i placówkę w Brukseli najnowocześniejszą w Europie, i Partnerstwo Wschodnie, i komisarza ds. budżetu, z Rosjanami – (Władimir) Putin już był na Westerplatte, Grupa ds. trudnych, początki pojednania kościołów, na dobrej drodze był już mały ruch graniczny” – wyliczał.
Szef MSZ wystąpił zarazem w obronie ministra Czaputowicza. “Uważam, że jak polityk aktywnie nie szkodzi, jak polityk agresywnie nie rujnuje i nie opowiada głupstw, to już Panu Bogu trzeba dziękować, a widzę pod tym względem pewną poprawę w stosunku do poprzedników” – stwierdził.
Jako na “pozytywy” Sikorski wskazał również “trochę lepsze” relacje z Litwą oraz pozytywną ewolucję inicjatywy Trójmorza. “Bo na początku to była, przypominam, koncepcja odstraszania Rosji, równoważenia Berlina i jakiegoś szachowania Brukseli, a teraz to zostało taką koncepcją wewnątrzunijną koordynowania stanowisk, taki trochę Wyszehrad plus; wydaje mi się, że to jest już w tej chwili nieszkodliwe, jak się uczą, to dobrze” – dodał b. minister.
Jako pozytywny Sikorski ocenił również fakt niestawiania kwestii reparacji w polsko-niemieckich relacjach międzyrządowych. “Czyli rozumieją, że to jest sprawa, którą można epatować lud PiS-owski, ale w poważnych kontekstach się jej nie podnosi” – stwierdził.
Odnosząc się do przyszłej polityki zagranicznej Polski b. szef dyplomacji opowiedział się za wejściem na ścieżkę zmierzającą do przyjęcia euro oraz aktywnością w dziedzinie budowania obronnego wymiaru UE. Trzeba też – jego zdaniem – pamiętać, że “osią, wedle której będzie się organizowała geopolityka w XXI w., będzie konflikt amerykańsko-chiński”. “I to będzie wywoływało olbrzymie dla nas problemy, bo Rosja zachowała zdolność do sprzedaży swojej przyjaźni i, wobec tego, jakąś cenę za swoje poparcie (…) będzie chciała wyegzekwować” – dodał.
Cimoszewicz przekonywał, że konieczne jest wypracowanie dla polskiej dyplomacji programu pozytywnego na przyszłość.
“Myślenie w kategoriach: zróbmy teraz program polegający na odwróceniu błędów, minusów, słabości działań PiS-owskich, bo nie nazywam tego polityką, nie jest wystarczające” – przekonywał b. minister. Wskazał w tym kontekście m.in. na wyzwania związane z odpartyjnieniem MSZ, w którym – według niego – “mamy do czynienia ze spustoszeniem jak po wybuchu jakiejś bomby neutronowej”. “Trzeba byłoby się porządnie i poważnie zastanowić, jakich nadzwyczajnych środków użyć, przynajmniej w pierwszym okresie” – dodał.
Zasugerował w tym kontekście, że “być może trzeba byłoby pokłonić się z przeprosinami za cudze decyzje przed ludźmi, którzy zostali wyrzuceni z dyplomacji, a którzy zachowują pełną sprawność i fizyczną, i intelektualną, żeby zechcieli np. na nadzwyczajnych zasadach przez rok pomagać”.
Z oceną, iż potrzebny jest program pozytywny przyszłej polskiej polityki zagranicznej, zgodził się Rotfeld. Zaznaczył jednocześnie, że słabości polityki zagranicznej i dyplomacji “są w znacznym stopniu odbiciem nie tylko tego, co wnosi określona opcja polityczna, która sprawuje władzę”, ale także “tego, co jest częścią polskiej kultury politycznej albo braku takiej kultury politycznej”. “Np. powiedziałbym, że nie ulega wątpliwości, że problem upartyjnienia polityki zagranicznej zawsze stał na porządku dziennym” – dodał b. szef dyplomacji.
Jako fundamentalną sprawę w myśleniu o przyszłości polskiej polityki zagranicznej wskazał w tym kontekście stworzenie służby cywilnej oraz wypracowanie świadomości istnienia celów ponadpartyjnych i ponadfrakcyjnych. Akcentował też potrzebę wyzbycia się przez Polskę kompleksów wyższości – wobec Wschodu, i kompleksów niższości – wobec Zachodu. “Ani jedno, ani drugie nie sprzyja realizowaniu rzeczywistych interesów Polski” – stwierdził Rotfeld.
Do jego słów nawiązał, zamykając debatę, Komorowski, przekonując, że urząd ministra spraw zagranicznych, podobnie jak stanowiska prezydenta czy szefa MON, jest stanowiskiem, na którym “trzeba starać się w maksymalnym stopniu myśleć poza regułami własnego środowiska partyjnego”. “Problem dzisiaj polega, według mnie, nie na tym, czy minister ma legitymację, czy jej nie ma, bo nie ma partyjnej legitymacji, tylko na tym, że nie ma wystarczająco mocnej pozycji i takiej siły sprawczej (…), aby przeciwstawiać się zakusom polityki partyjnej wpływania na bieg spraw w zakresie kształtowania i realizowania polityki zagranicznej” – zaznaczył b. prezydent.