Pod koniec sierpnia amerykański prezydent Donald Trump przybędzie do Polski. Podczas trzydniowej wizyty pomiędzy 31 sierpnia a 2 września, weźmie udział m.in. w obchodach 80 rocznicy wybuchu II Wojny Światowej. Choć sama, i do tego tak długa, wizyta polityka tego szczebla i formatu to wielkie wyróżnienie, które świadczy o pozycji naszego kraju, to jednak nie wszystkich w Polsce ona cieszy. Jedną z takich osób jest Tomasz Lis, który nie krył gorzkich słów pod adresem prezydenta najpotężniejszego światowego mocarstwa.
Prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki w dniach 31.08-03.09 odbędzie oficjalną wizytę w Europie. Pierwsze trzy dni Trump spędzi w Polsce m.in. uczestnicząc w oficjalnych uroczystościach upamiętniających wybuch II Wojny Światowej. Ostatniego dnia delegacja odwiedzi Danię. Podróż amerykańskiego lidera wraz z małżonką została oficjalnie potwierdzona przez Biały Dom.
Nie wszyscy jednak cieszą się na wieść o wizycie Trumpa w Polsce. Jedną z takich osób jest Tomasz Lis, który nie krył swojej złości, a swoimi przemyśleniami podzielił się na Twitterze. Redaktor naczelny “Newsweeka” pisze o “medialnym orgazmie” jaki ma nastąpić w Polsce wraz z przybyciem prezydenta USA, którego nazywa “kłamcą, rasistą, przyjacielem Kim Dzong Una, który nie wygrałby bez pomocy Putina”.
–Już mnie lekko mdli na myśl o tym medialnym orgazmie, który nastąpi u nas, głównie w telewizjach, gdy 31 sierpnia przyleci do Polski z Waszyngtonu kłamca, rasista i przyjaciel Kim Dzong Una, który nigdy nie zostałby prezydentem USA bez pomocy Putina. – czytamy w poście Tomasza Lisa.
Już mnie lekko mdli na myśl o tym medialnym orgazmie, który nastąpi u nas, głównie w telewizjach, gdy 31 sierpnia przyleci do Polski z Waszyngtonu kłamca, rasista i przyjaciel Kim Dzong Una, który nigdy nie zostałby prezydentem USA bez pomocy Putina.
— Tomasz Lis (@lis_tomasz) July 31, 2019
Tomasz Lis, który obawia się “medialnego orgazmu” najwyraźniej zapomniał, jak kierowana przez niego redakcja zachwycała się wizytą w Polsce prezydenta Baraka Obamy i śledziła każdy krok ówczesnego gospodarza Białego Domu. W internecie jednak nic nie ginie.