Trzydziestoletnia kobieta wygłosiła przemówienie na demonstracji koronasceptyków w Kopenhadze. Duński sąd uznał, że było to zachęcanie do przemocy.
Do protestów przeciwko restrykcjom pandemicznym dochodzi regularnie w całej Europie. W Danii odpowiadają za nie aktywiści nazywający siebie „ludźmi w czerni”. Ich demonstracje często przyjmują brutalny przebieg, dochodzi na nich do starć z policją.
Kobieta, której tożsamość nie została ujawniona, brała udział w proteście do którego doszło w Kopenhadze 9 stycznia. W jego trakcie weszła na rozstawioną na Placu Ratuszowym scenę i przez megafon pytała zgromadzonych „gdzie jest wirus?” i „czy jesteście gotowi zniszczyć miasto w sposób pokojowy?”. Wkrótce po jej słowach aktywiści zaatakowali policjantów rzucając w nich racami, pochodniami, kamieniami i butelkami. Inni z kolei demolowali witryny sklepów oraz elewacje budynków.
Kobieta została aresztowana 28 stycznia. Oskarżono ją o podżeganie do przemocy. W sądzie tłumaczyła się, że jej słowa były skierowane nie przeciwko porządkowi publicznemu a przeciwko…pedofilom. Oskarżający ją prokurator Henrik Uhl Pedersen zażądał dla niej wyjątkowo wysokiej kary, od 2,5 do 3,5 lat więzienia. Argumentował, że jej przestępstwo miało związek z pandemią COVID-19. Dania w zeszłym roku znowelizowała swój kodeks karny tak, aby w podobnych wypadkach sądy mogły wymierzać podwójne kary.
Sąd ostatecznie uznał, że trudno przesądzić, aby słowa kobiety odegrały aż tak istotną rolę w późniejszej przemocy. Mimo tego skazał ją na 2 lata więzienia, co zdaniem duńskich mediów i tak jest bezprecedensowo wysoką karą za podobne przestępstwo. Po usłyszeniu wyroku kobieta rozpłakała się i zaczęła krzyczeć, że ma dwójkę dzieci. Jej obrońca nie wyklucza odwołania się od tego wyroku.