Mężczyzna ratował koty, które właściciele wyrzucili z domów w trakcie pandemii. W końcu musiał poprosić o pomoc.
Bruce Robinson mieszka w miasteczku Houston w kanadyjskiej prowincji Kolumbia Brytyjska. W trakcie pandemii chińskiego koronawirusa pojawiły się doniesienia, że koty mogą roznosić COVID. Wiele osób ze strachu wyrzuciło swoje zwierzęta z domów. Mężczyzna postanowił je ratować.
Efektem tego było to, że przygarnięte przez niego koty zaczęły się rozmnażać, a ich liczba sięgnęła blisko 300 sztuk. Wkrótce wzrośnie, bo piętnaście mieszkających u niego kotek jest w ciąży. Robinson powiedział mediom, że codziennie musiał dawać im 28 kilogramów karmy i zmieniać żwirek w dziesięciu kuwetach. Kosztowało go to tysiące dolarów miesięcznie, co stało się ogromnym problemem, gdy stracił pracę. „Skończyłem w szalonej sytuacji. Podjąłem złą decyzję. Myślałem, że dam sobie radę z kotami” – powiedział dziennikarzom.
Robinson próbował oddawać te koty do adopcji, ale nikt nie chciał ich przyjąć. W końcu mężczyzna musiał przyznać, że sam nie poradzi sobie z tą sytuacją. Zwrócił się o pomoc do dbającej o dobrostan zwierząt organizacji SPCA. Ta wysłała do jego domu pracowników, by ocenili na miejscu sytuację. Eileen Drever z SPCA powiedziała mediom, że gdy spytali go, ile ma kotów, odparł, że to jak próba liczenia bąbelków w gotującej się wodzie.
„Wiecie, miał ogromne serce i się nimi opiekował. A one się rozmnażały. Jedna kotka może mieć miot trzy razy do roku” – powiedziała dziennikarzom. Dodała, że wszystkie zwierzęta były zdrowe i towarzyskie. Robinson wyznał, że je kochał i każdemu nadał imię. „Nigdy nie widziałem tylu kotów w dobrym stanie zdrowia” – stwierdziła Drever – „A fakt, że są towarzyskie, jest niezwykły. Szczerze mówiąc jest dość szokujący”.
SPCA obecnie pomaga mu poprzez przekazywanie jedzenia, żwirku i innego niezbędnego zaopatrzenia. Równocześnie zbierają fundusze i szukają budynku, który będzie w stanie pomieścić zwierzęta. Same koty są też oceniane przez weterynarzy, szczepione i kastrowane. Następnie trafią do adopcji, pomogą w niej centra adopcyjne w całej prowincji. SPCA twierdzi, że nie mają zamiaru przedstawić mu zarzutów, bo Robinson zrobił wszystko, co w jego mocy, by się nimi zaopiekować, i sam zwrócił się o pomoc.