Prezydent Putin powiedział w trakcie spotkania z prominentnymi przedstawicielami świata rosyjskiej kultury, że Kreml zamiast zabraniać rapu musi znaleźć jakiś sposób, żeby go kontrolować. Tymczasem władze Rosji prowadzą własną kampanię przeciwko niezależnej muzyce, a niektórzy artyści byli nawet aresztowani.
Od kilku miesięcy władze Rosji prowadzą wojnę z coraz popularniejszą muzyką niezależną. Szczególnie często ofiarami padają artyści hip-hopowi, coraz bardziej popularni na wschodzie, ale obrywa się w niej także przedstawicielom innych gatunków. Przedstawiciele władz zazwyczaj zastraszają właścicieli klubów kontrolami przez co ci odwołują zaplanowane koncerty. Bywa jednak gorzej – popularny raper Husky został aresztowany, kiedy na wieść o odwołaniu koncertu spróbował spontanicznego występu z dachu samochodu – ostatecznie nie trafił jednak do więzienia po uniewinnieniu przez sąd. Inni artyści twierdzą także, że często otrzymują anonimowe groźby pobicia a nawet śmierci.
Sam Putin nie jest fanem rapu. Jego zdaniem muzyka ta promuje bowiem narkotyki i przemoc, co ostatecznie jest drogą do degradacji narodu. Tajemnicą poliszynela jest jednak to, że bardziej nie pasuje mu fakt, że młodzi rosyjscy artyści często krytykują w swoich utworach rosyjską rzeczywistość – biedę, beznadzieję, przemoc policji itp.
Podczas spotkania z doradcami kulturalnymi prezydent Rosji skrytykował jednak dotychczasowe działania władz. Jego zdaniem pozbawianie artystów możliwości koncertowania to najgorsze, co można zrobić, gdyż efekt będzie przeciwny do zamierzonego i ich popularność tylko wzrośnie. Stwierdził, że zamiast tego rząd powinien zacząć kontrolować. „Jeżeli nie da się jej <muzyki> powstrzymać, to musimy ją poprowadzić i nadać jej kierunek” – powiedział prosząc swoich doradców o opracowanie metody która na to pozwoli. Na razie nie wiadomo czy będzie nią powstanie oficjalnych kremlowskich raperów czy też zwykła cenzura pod pretekstem walki z narkotykami.