Trudniej będzie zabrać Polsce unijne fundusze. Pozostaje propozycja „pieniądze za praworządność”, ale w łagodniejszej formie. Powód: pojawiły się problemy polityczne i prawne – podaje “Rzeczpospolita”.
W Brukseli trwa obecnie unijny szczyt ws. budżetu na lata 2021-2027. Stawka dla Polski jest bardzo wysoka – to dziesiątki miliardów euro, które początkowo Komisja Europejska i kilka państw członkowskich próbowało odebrać naszemu państwu za “nieprzestrzeganie praworządności”. Taka obawa istnieje zresztą nadal, ale wykonanie jej praktyce będzie znacznie trudniejsze, niż wcześniej zakładano.
KE jeszcze w 2018 roku wystąpiła z projektem rozporządzenia, który zapewniał jej możliwość zawnioskowania o zawieszenie unijnych funduszy, w których istnieje obawa zagrożenia dla sądownictwa czy praworządności. Organ chciał ułatwić także proces decyzyjny i zaproponował wprowadzenie tzw. odwróconej większości, czyli potrzebę większości nie żeby przyjąć decyzję KE, a żeby ją odrzucić.
Jednak szef Rady Europejskiej Charles Michel znacznie osłabił kompetencję KE i wprowadził zasadę kwalifikowanej większości w sprawie podjęcia decyzji. Doradzali mu to prawnicy, którzy uznali, że nie ma możliwości, aby akt niższego rzędu (rozporządzenie) zmieniało zapisy prawa pierwotnego zawartego w traktatach, gdzie nie ma możliwości takiego karania państw. Poza tym przeciwnikami rozwiązania KE była zdecydowana większość państw członkowskich, które uznały to za zamach na ich kompetencje. W związku z tym nie ma szans do przywrócenia pierwotnej propozycji KE, choć z tego faktu nie są pocieszenie reprezentanci Niemiec, Holandii, Szwecji i Danii.