Francuzi boją się terrorystów. Po zamachu w Arras wprowadzono stan najwyższego zagrożenia terrorystycznego, a na ulice zostaną wysłane tysiące żołnierzy.
Jak informowaliśmy wcześniej, 20-latek pochodzenia czeczeńskiego zabił nauczyciela w jednej ze szkół w Arras i zranił dwie inne osoby. Podczas ataku krzyczał Allahu Akbar.
Policja zatrzymała sprawcę i osiem innych osób, członków jego rodziny. Odkryli, że mężczyzna miał w przeszłości związki z radykalnym islamem. Agencja AFP poinformowała też, że jedna z zatrzymanych osób była w przeszłości członkiem związku przestępczego o charakterze terrorystycznym.
Minister spraw zagranicznych Gerald Darmanin powiedział w piątek, że ten atak miał związek z tym, co dzieje się teraz na bliskim wschodzie. Chodzi o brutalny atak organizacji terrorystycznej Hamas na Izrael i odpowiedź tego państwa, które zaczęło bombardować Strefę Gazy. „Ten atak był wynikiem barbarzyńskiego terroryzmu islamistycznego” – powiedział w Arras prezydent Macron.
Francuzi boją się terrorystów. Spodziewają się, że ten konflikt rozleje się także na ulice francuskich miast. Z tego powodu ogłosili stan najwyższego zagrożenia terrorystycznego. Prezydent Macron zdecydował się także zmobilizować 7 tysięcy żołnierzy. Poinformował, że proces ich mobilizacji zakończy się w poniedziałek wieczorem. Zmobilizowani żołnierze wzmocnią wojskowe patrole, które już teraz pilnują bezpieczeństwa na francuskich ulicach.
Wcześniej rzecznik ministerstwa sprawiedliwości Camille Chaize poinformowała, że ewakuowano Luwr z powodu otrzymania informacji o tym, że podłożono w nim bombę. Obecnie policja sprawdza, czy faktycznie tak się stało. Wielu komentatorów zauważa, że sytuacja jest szczególnie niebezpieczna, bowiem w stolicy Francji trwa teraz Puchar Świata w rugby. Chaize poinformowała, że na samym stadionie już wprowadzili maksymalne środki ostrożności, ale wyślą dodatkowe patrole do strefy dla fanów i do centrum miasta.