Od prawie 30 lat w Polsce mieszka jedyna rodzina amiszów. Na początku mylono ich np. z żydem i zakonnicą. W domu na wsi pod Janowem Lubelskim nie mają telewizji, radia, ale korzystają z internetu, by śledzić wiadomości lub znaleźć przepisy kulinarne. Święta Bożego Narodzenia obchodzą skromnie – bez prezentów i choinki.
55-letnia Anita i 53–letni Jakub Martin pochodzą ze stanu Indiana w Ameryce. Do Polski przyjechali w 1993 roku jako część misji mającej na celu założeniu zboru amiszowskiego. “Nie wiedzieliśmy nic wtedy o Polsce, tylko tyle, że to jakiś kraj w Europie. Ba, nawet nie mieliśmy świadomości, że jest tu tak zimno. Na początku przyjechały w sumie trzy rodziny, ale dwie pozostałe po kilku latach opuściły Polskę” – wyjaśnił w rozmowie z PAP Jakub.
Przyznał, że zderzenie z rzeczywistością w kraju katolickim było trudne i jakiś czas musiał minął, ale w końcu – jak zaznaczył – zorientował się, że ta misja nie miała szans na powodzenie. “Może miałaby, jakby do Polski przyjechał cały zbór rodzin amiszowskich i założył wioskę, zakorzenił się, rozrastał” – ocenił 53-latek.
Zwrócił uwagę, że zainteresowanie wspólnotą amiszów pojawiało się najczęściej ze strony grup ewangelickich, ale określił to jako zauroczenie światopoglądowe. “Nie ma nikogo, kto by był zdecydowany tak naprawdę do przekonań amiszowskich. Są ludzie, którzy chcą służyć Bogu, ale nie są zaś przekonani do tradycji związanej z amiszami” – zaznaczyła Anita. “Z drugiej strony jest jakiś procent osób zaciekawionych tylko tradycją, ale w momencie, kiedy zderzą się z rzeczywistością – że to jest ciężka praca – też bardzo szybko tracą zainteresowanie” – uzupełnił jej mąż.
Amisze to konserwatywna wspólnota chrześcijańska, która – najogólniej mówiąc – nie akceptuje nowoczesnej techniki. W USA żyją w odizolowanych wspólnotach, zajmując się głównie rolnictwem i rzemiosłem.
Martinowie podkreślili w rozmowie z PAP, że amisze stanowią obecnie bardzo niejednolitą grupę w Ameryce, liczącą wiele odłamów, wspólnot różniących się między sobą np. podejściem do zdobyczy cywilizacyjnych. “Pamiętajmy, że każdy zbór jest inny. Ortodoksyjni amisze nie używają silników, przemieszczają się za pomocą koni, nie chcą podłączyć się do sieci elektrycznej, nie mają telefonów. Faktycznie, moi dziadkowie jeździli bryczką z końmi, ale nasze pokolenie już tego nie zna. Zawsze mieliśmy samochody, prąd, telefony” – wyjaśniła Anita.
Jej mąż przekazał, że w zborach amiszowskich w Ameryce toczy się obecnie burzliwa dyskusja na temat korzystania z internetu, bo telewizji i radia z reguły nie mają, ale posiadają za to telefony z internetem. “A w internecie jest wszystko. W związku z tym powstał wielki problem i zbory w Ameryce najczęściej bardzo mocno ograniczą internet” – wyjaśnił Jakub.
Martinowie również nie mają w swoim domu telewizji ani radia. W sekretarzyku schowany jest stacjonarny komputer, z którego jeszcze do niedawna korzystali, ale odkąd mają smartfon z internetem, a dzieci laptopy – to rzadziej go włączają.
“Nie zabraniamy dzieciom korzystać z internetu – są tam rzeczy dobre, ale jest też dużo złych, stanowiących pokusę nawet dla najmocniejszych. Nasze dzieci są już na tyle dorosłe, że same muszą decydować, jak postępować. Ja rzadko korzystam z internetu, głównie, aby sprawdzić przepisy kulinarne i słuchać audiobooków” – powiedziała Anita. Z kolei Jakub – jak dodał – sprawdza bieżące wiadomości i ciekawostki naukowe.
Zapytani o to, jakimi zasadami kierują się oni sami, wyjaśnili, że przede wszystkim opierają się na Piśmie Świętym, które czytając codziennie, traktują jako podstawę do życia. “Przy czym na pierwszym miejscu stawiamy Nowy Testament, a Stary Testament traktujemy jako pewną historię” – sprecyzował Jakub.
Odnosząc się do tradycji wskazali, że stosują się do skromnego ubioru. W trakcie wizyty PAP Anita i jej córki ubrane były w długie spódnice i bluzki zakrywające ciało, a włosy miały przykryte chustkami. Jakub (nosi brodę) i synowie ubrani byli w długie koszule i spodnie na szelkach. “Taka skromność rzuca się w oczy we współczesnych czasach. Jak przyjechaliśmy do Polski te 30 lat temu, to ludzie uważali nas za żyda i zakonnicę – i niektórzy nadal nas tak postrzegają” – dodała z uśmiechem Anita.
Martinowie żyją na wsi pod Janowem Lubelskim od 2013 roku, kiedy to przeprowadzili się spod Warszawy, gdzie mieszkali od przyjazdu do Polski. Przeprowadzili się na Lubelszczyznę ze względu na – jak wyjaśnili – wzrosty cen ziemi w okolicach stolicy. “Koszty wzrastały z roku na roku i niemożliwe było zaangażować się w rolnictwo. Z tego powodu przenieśliśmy się tutaj. Obecnie mamy około 10 hektarów” – dodał Jakub.
Do domu, który sami wybudowali, wprowadzili się na Boże Narodzenie w 2015 roku. Wszystkie dzieci Martinów – pięciu chłopców i dwie dziewczyny – urodziły się w Polsce. Najmłodsze ma teraz 16 lat, a najstarsze – 27. Żadne z nich nie chodziło do polskiej szkoły, uczyła je w domu Anita.
Rodzina żyje głównie z gospodarstwa, w którym hodują m.in. krowy, konia, króliki, kury, kaczki oraz z rolnictwa, uprawiając m.in. zboże i warzywa. “Mamy też jabłka, brzoskwinie, gruszki, pomidory, z których sami przygotowujemy potrawy czy przetwory. Zakupy robimy rzadko, np. kupujemy cukier, proszek do pieczenia, sodę. Używamy własnej mąki orkiszowej, którą mielimy” – wyjaśniła Anita.
Nawiązując do świąt Bożego Narodzenia, Jakub przyznał, że obchodzą je bardzo skromnie. “Ogólnie amisze chodzą w tym czasie na nabożeństwa do zborów. Niektórzy mają choinki, lampki, prezenty, ale my należeliśmy do zboru, który krzywo na to patrzył, bo większość tych rzeczy nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem. Zauważmy, że we współczesnych czasach duży nacisk kładzie się na prezenty i św. Mikołaja, niż na sens tych świąt – czyli narodzenie Jezusa. Poza tym dla nas ważniejsze jest jego zmartwychwstanie” – zwrócił uwagę Jakub.
Odnosząc się do trwającej za granicą wschodnią wojny na Ukrainie wskazali stanowczo, że wojna jest zła. “Bóg mówi: nie zabijaj. Misją chrześcijaństwa w świecie jest głoszenie przebaczenia i miłosierdzia” – podkreślił 53-latek. Zdaniem Anity, będąc chrześcijanami powinniśmy unikać uczestniczenia w wojnie. Poinformowała, że amisze ze zborów na Ukrainie wyjechali teraz z powodu wojny do Rumunii lub wrócili do Stanów Zjednoczonych.
Martinowie zostali zapytani przez PAP, jak przez blisko 30 lat zmieniła się Polska w ich oczach. “Wszystko się zmieniło” – podkreślili. “Nie było supermarketów, autostrad; wszystko było szare, budynki nie miały kolorów. Teraz, jak jedziesz przez miasto, to masz dużo różnych kolorów” – podkreśliła 55-latka.
Jakub ocenił, że zmiany cywilizacyjne, jakie zaszły przez ostatnie trzy dekady, poszły zarówno w dobrym, jak i złym kierunku. Chociaż, jego zdaniem, w zachodnim świecie poszły w o wiele szybszym tempie i niewłaściwym do końca kierunku. “W Polsce nie jest jeszcze aż tak źle – kościół katolicki jest mocny, głosi tradycyjne wartości i moralność” – stwierdził Jakub.