Po śmierci Jerzego Urbana wiele osób relatywizuje jego życie, zwracając głównie uwagę na jego talent publicystyczny i przedstawiając go jako cynicznego, ale w zasadzie niegroźnego klauna. Były rzecznik rządu Jaruzelskiego ma jednak na sumieniu znacznie więcej niż swoje felietony.
Jak informowaliśmy wcześniej, dzisiaj Tygodnik NIE poinformował o śmierci swojego założyciela, co później potwierdziła jego żona. W internecie pojawiły się już laurki pod jego adresem, często z zaskakujących źródeł. Oczywiście teraz już ktoś inny będzie go sądził – ale postanowiliśmy dla równowagi przypomnieć o tych fragmentach jego życiorysu, których nie zauważają jego apologeci.
Zmarł Jerzy Urban. Jako rzecznik Jaruzelskiego nie do obrony, ale jako dziennikarz piszący, człowiek wybitny. Jedno z najlepszych powojennych piór w Polsce.
— Tomasz Lis (@lis_tomasz) October 3, 2022
Tak żył, że naprawdę trudno jest uwierzyć w Jego śmierć.
Do piekła nie trafi, bo go albo nie ma albo zarezerwowane jest dla kogoś znacznie gorszego – Kurskiego.
A razem by się przecież pozabijali. #JerzyUrban #rip— Łukasz Kohut 🇪🇺 (@LukaszKohut) October 3, 2022
https://twitter.com/KramerGrzegorz/status/1576869473524453377?s=20&t=PUsYzpgZMXa18kZHXYTr9Q
Jerzy Urban ostatni z Wielkiej Trójcy felietonistów polskich nie żyje. Można go oceniać jak się chce, ale bez niego, Kisiela i Rybińskiego ten kraj byłby smutny jak dziwka w deszczu. Koniec epoki. pic.twitter.com/TGrjgNcT5Z
— Rafał Otoka Frąckiewicz (@rafalhubert) October 3, 2022
12 maja 1983 roku milicja zatrzymała Grzegorza Przemyka, syna poetki i działaczki opozycyjnej Barbary Sadowskiej, i jego kolegę Cezarego Filozofa. Świętowali właśnie zdaną maturę. Przemyk trafił na komisariat, gdzie został ciężko pobity przez milicjantów. Po powrocie do domu zaczął odczuwać silne bóle brzucha. Karetka zabrała go do szpitala, gdzie zmarł dwa dni później na skutek odniesionych na komisariacie obrażeń. Trzy dni później skończyłby 19 lat.
Morderstwo Przemyka wstrząsnęło Polakami, na jego pogrzeb przyszło 100 tysięcy osób. Zrobiło się o nim także głośno na całym świecie. Śmierć Przemyka stała się dla reżymu ogromnym problemem politycznym, więc od razu postanowili ją wyciszyć. Na szczęście Jaruzelski i Kiszczak mieli do dyspozycji Urbana.
Jeszcze w maju pod okiem Kiszczaka powstała grupa operacyjna, której zadaniem było wyciszenie tej zbrodni. Równocześnie Jaruzelski i Kiszczak, jak ujawnił w 2013 roku tygodnik Wprost, spuścili Urbana ze smyczy, aby zajął się stroną propagandową całego przedsięwzięcia. Proponuje siać zwątpienie, aby społeczeństwo nie było pewne, że za jego śmierć odpowiada MO. Chce również, aby przykryto ją publikacją taśmy z rozmową Lecha Wałęsy z bratem, która przedstawia go jako cynicznego karierowicza. Reżym się wtedy na to nie zgodził – ta taśma została „odpalona” dopiero po tym, gdy Wałęsa dostał Nobla. Urban, na prośbę Kiszczaka, użył też swojego talentu publicystycznego i napisał w lutym 1984 roku felieton, podpisany pseudonimem Jerzy Nowomiejski, w którym zaatakował reprezentującego rodzinę Przemyka mecenasa Władysława Siłę-Nowickiego, który w otwartym liście oskarżył reżym o manipulowanie śledztwem. Wcześniej na konferencjach prasowych bezczelnie kłamał, że milicjanci są w tej sprawie niewinni.
19 października 1984 roku funkcjonariusze Departamentu IV MSW, przebrani za drogówkę, porwali bł. Jerzego Popiełuszko i jego kierowcę. Ksiądz Jerzy próbował się wydostać z bagażnika, więc co jakiś czas zatrzymywali się i bili go do utraty przytomności. W końcu związali go tak, że każda próba wyprostowania nóg powodowała duszenie. Około północy wjechali na zaporę na Wiśle we Włocławku, gdzie z wysokości kilkunastu metrów wrzucili go do wody.
W wywiadzie-rzece z Martą Stemecką Urban twierdził, że konsultował się wyłącznie z Jaruzelskim. To oczywiście kłamstwo. Z innych dokumentów, w tym z jego osobistych notesów, wynika też, że odbywał narady w sprawie morderstwa Popiełuszki z Kiszczakiem i generałem brygady Zbigniewem Pudyszewem. Spotkał się z Kiszczakiem np. 30 października 1984, w dniu odnalezienia zwłok księdza. Spotykał się także z Janem Główczykiem, zastępcą członka Biura Politycznego KC PZPR, w ramach tzw. „sztabu toruńskiego”, zajmującego się strategią medialną procesu zabójców Popiełuszki.
https://twitter.com/AnitaSchelde/status/1185254465949126658?s=20&t=xSSuth_rMX4aByiqaR_k7A
Wcześniej Urban rozpętał przeciwko niemu kampanię nienawiści. Na ponad miesiąc przed jego uprowadzeniem napisał wyjątkowo plugawy felieton dla Tu i Teraz, w którym m.in. nazwał odprawiane przez niego msze „seansami nienawiści”. Także w tym wypadku wstydził się podpisać pod tymi słowami, użył pseudonimu Jan Rem. Jego „felieton” spotkał się z odpowiedzią księdza Jerzego.
„Pan Jan Rem, chociaż wszyscy wiemy, kto tchórzliwie kryje się pod tym pseudonimem, pozwolił sobie na bezkarne plucie w sposób wyjątkowo prymitywny na tysiące ludzi gromadzących się w powadze, aby modlić się za Ojczyznę. Nie zabierałbym głosu, gdyby to był paszkwil [przygotowany] na mnie osobiście. Kieruję się bowiem w życiu zasadą, że nikt nie jest w stanie mnie obrazić, ale czuję się w obowiązku zabrać głos, gdy ktoś ubliża społeczności kościelnej i wchodzi z brudnymi butami w sfery misterium Kościoła, ofiary Mszy Świętej – powiedział na kazaniu 23 września – „Już samo nazywanie liturgii Mszy Świętej, cytuję: “seansem nienawiści” (gdy nieustannie mówi się o miłości nawet nieprzyjaciół takich jak pan Rem), “sesją politycznej wścieklizny”, “czarną mszą i zbiorową histerią”, świadczy wystarczająco o tym, że autor paszkwilu jest gorliwym sługą szatana, ojca nienawiści”.
Wcześniej, w 1983 roku, SB podrzuciła do mieszkania księdza Jerzego nielegalne ulotki, matryce i materiały wybuchowe, co dało pretekst do jego aresztowania. Nieco ponad dwa tygodnie później Ekspres Wieczorny opublikował paszkwil „Garsoniera ob. Popiełuszki”, który bardzo szeroko rozpowszechniała później komunistyczna propaganda. Podpisany był pod nim Michał Ostrowski. Kiedy oburzony ksiądz Jerzy udał się do redakcji, żeby z nim porozmawiać, powiedziano mu, że nikt taki u nich nie pracuje. Po latach Urban wyznał, że to on był jego autorem, bo oryginalny tekst, który dano mu do poprawki, uznał za zbyt słaby.
Goebbels stanu wojennego – na skutek procesu, który Urban wytoczył senatorowi Ryszardowi Benderowi, sąd orzekł, że można go tak nazywać – atakował też innych wielkich członków Kościoła. W marcu 1983 roku opublikował felieton, w którym nazwał św. Maksymiliana Kolbego, który oddał życie za współwięźnia w Auschwitz, antysemitą. Oburzenie po nim było tak wielkie, że zaprotestowało nawet 17 posłów, a sam Urban złożył dymisję, która jednak nie została przyjęta przez Jaruzelskiego. Już po upadku komuny opublikował natomiast w swoim NIE artykuł „Obwoźne sado-maso”, w którym przed pielgrzymką do Polski nazwano św. Jana Pawła II m.in. „sędziwym bożkiem”, „gasnącym starcem”, „Breżniewem Watykanu <sic!> i „żywym trupem”. Usłyszał za to zarzuty obrazy głowy państwa watykańskiego, a sąd skazał go na zapłacenie 20 tysięcy złotych grzywny.
To oczywiście tylko mały wycinek z jego długiego życiorysu. Dlatego też, polecając jego duszę Boskiemu Miłosierdziu, nie mamy zamiaru dołączyć do grona jego pośmiertnych klakierów.