Salwami artyleryjskimi z morza oraz lądu i bombardowaniem z powietrza 1 września 1939 r. o świcie zaatakowana została załoga Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte. Jej bohaterska walka – do 7 września – stała się symbolem polskiego oporu przeciwko niemieckiej agresji i ważnym składnikiem narodowej tradycji.
Dojście do władzy w Niemczech w 1933 r. Adolfa Hitlera i wzrost aktywności nazistów na terenie Gdańska wymagały stałego podkreślania polskiej obecności u ujścia Wisły. Wobec zaostrzającej się sytuacji międzynarodowej i narastającego zagrożenia ze strony Niemiec, na Westerplatte prowadzono rozbudowę systemu obronnego. Wybudowano pięć wartowni oraz nowoczesny budynek koszar. Potajemnie powiększano załogę i sprowadzano dla niej dodatkowe uzbrojenie. Placówka miała odeprzeć ewentualny atak Niemców i stawiać opór przez sześć godzin – do momentu nadejścia odsieczy.
1 września 1939 roku załoga Westerplatte liczyła nieco ponad 200 osób. Byli to specjalnie dobierani ze względu na warunki psychofizyczne żołnierze. Dysponowali oni 160 karabinami, 40 karabinami maszynowymi, czterema moździerzami kal. 81 mm, dwoma działkami przeciwpancernymi kal. 37 mm i jedną armatą kal. 75 mm. Niemcy rzucili do walki około 4000 żołnierzy, 65 dział (w tym zwłaszcza potężną artylerię pokładową pancernika „Schleswig – Holstein”), ponad 100 karabinów maszynowych i blisko 50 samolotów.
Pierwszy strzał z broni ręcznej przy murze okalającym polską składnicę padł o 4.17. Postawiona w stan gotowości załoga nie dała się zaskoczyć. Gdy o 4.45 (wedle dziennika pokładowego o 4.48) artyleria szkolnego pancernika “Schleswig-Holstein” oddała pierwsze salwy, podkomendni mjr. Henryka Sucharskiego byli w istotnej części na stanowiskach.
Od pierwszych chwil obrońcy Westerplatte znajdujący się w wysuniętych placówkach, umocnionych wartowniach i w koszarach musieli nieustannie odpierać szturmy. Niemcy prowadzili huraganowy ostrzał artyleryjski. 2 września załoga przeżyła morderczy nalot bombowców nurkujących „Ju-87” (stukasów). Ze względu na ciągłe zaangażowanie w walkę pogłębiało się wyczerpanie obrońców. Każdego dnia przybywało ofiar – ogółem poległo 15 żołnierzy, a rany odniosło około 30. Stan rannych pogarszał się, brakowało odpowiedniego wyposażenia medycznego.
Komendant Westerplatte, major Henryk Sucharski, jako jedyny z załogi wiedział, że odsiecz, na którą czekano, nie nadejdzie. Został o tym poinformowany 31 sierpnia przez podpułkownika Wincentego Sobocińskiego z Komisariatu RP w Gdańsku. Jednocześnie ppłk Sobociński wyznaczył zadanie utrzymania placówki nie przez sześć, ale przez 12 godzin.
W ciągu kolejnych dni obrony między majorem Sucharskim a jego zastępcą, kapitanem Franciszkiem Dąbrowskim, zarysowała się różnica zdań co do sensu kontynuowania walki. Sucharski czuł się odpowiedzialny za życie podkomendnych i był świadom beznadziejności położenia. Już 2 września miał skłaniać się do poddania Westerplatte. Prawdopodobnie przeszedł załamanie nerwowe. W tej sytuacji faktyczne dowództwo objął kapitan Dąbrowski. Ufał on w rychłą pomoc z zewnątrz, zwłaszcza od chwili przystąpienia do wojny Wielkiej Brytanii i Francji 3 września. Uważał, że żołnierze powinni walczyć tak długo, jak tylko się da.
Rankiem 7 września major Sucharski zadecydował o zaprzestaniu walki. Przyjmujący kapitulację dowódca sił niemieckich gen. Friedrich Georg Eberhardt, w dowód uznania dla męstwa obrońców, przyznał Sucharskiemu prawo noszenia w niewoli oficerskiej szabli.
Heroiczny wizerunek walczących budowały w społecznej świadomości komunikaty nadawane przez Polskie Radio we wrześniu 1939 r.: „Westerplatte broni się nadal. Naczelny Wódz pozdrawia bohaterską załogę”.
Legenda zmagań na Westerplatte została utrwalona m.in. przez wiersz Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego (1939), książkę Melchiora Wańkowicza (1959), film w reżyserii Stanisława Różewicza (1967) oraz pomnik odsłonięty na miejscu walk w roku 1966.