Wystawa maskotek miała trwać do końca igrzysk w Pekinie, ale ze względu na duże zainteresowanie przedłużyliśmy ją do marca. Nasze muzeum posiada bardzo duże zbiory maskotek. Jesteśmy jedną z najstarszych tego typu instytucji na świecie – mówił PAP Piotr Walewski z Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie.
“Pierwszą, oficjalnie zatwierdzoną przez Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOL) maskotką był jamnik Waldi z Igrzysk w Monachium w 1972. Naturalnie można go u nas zobaczyć” – powiedział. “Oczywiście, maskotki (pluszaki) były obecne przed 1972 r. Były one jednymi z wielu +amuletów+, które sportowcom miały przynosić szczęście. Zapaśnik Andrzej Supron opowiadał, że miał taką chusteczkę, która przynosiła mu szczęście… Od zarania sportu ludziom towarzyszyły przedmioty mające przynosić zwycięstwa” – wyjaśnił.
“W historii igrzysk olimpijskich bywało, że początkowo +maskotkami+ były żywe zwierzęta. Pierwszym takim przypadkiem był pies Smoky z igrzysk w Los Angeles w 1932 r. Pies ten urodził się w wiosce olimpijskiej i chodził przebrany w pelerynę z napisem +mascot+” – wskazał.
“Od pierwszej połowy XX wieku kluby zaczęły być utożsamiane z danymi zwierzętami. Przykładowo FC Koeln do dzisiaj posiada żywą maskotkę w postaci koziołka. Od lat 90. odchodzi się jednak od wypuszczania żywych zwierząt na stadiony” – dodał.
“Jeśli chodzi o symbolikę klubową, a więc i maskotki, to drużyny swoimi oznaczeniami często nawiązywały do herbów swoich miast. Zbiegło się to w czasie z wykrystalizowaniem się większości współczesnych dyscyplin, czyli do końca lat 20. XX w. Należy przypomnieć, że sport w dzisiejszym rozumieniu pojawił się pod koniec XIX wieku wraz ze spopularyzowaniem koncepcji +czasu wolnego+: wreszcie część społeczeństwa nie musiała poświęcać całego swojego życia na pracę” – doprecyzował Walewski.
“Również w latach 20. w USA miał początek przemysł produkujący wszelkiego rodzaju utensylia kibicowskie, które po angielsku określamy mianem +merchandise+. Ale tak naprawdę dopiero od lat 70. możemy mówić o jego umasowieniu. Obecnie dochodzi do horrendalnych sytuacji, kiedy zakup zawodnika za wiele milionów euro zwraca się niektórym klubom w ciągu kilkunastu dni – właśnie dzięki sprzedaży gadżetów” – mówił.
“Właśnie z tego powodu nie ma większych problemów z nabyciem maskotek, nie osiągają one przesadnie wysokich cen. Inaczej wygląda natomiast sprawa z pochodniami olimpijskimi. Ich obecnie jest kilkadziesiąt tysięcy. Przykładowo, podczas igrzysk w Londynie było ich ok. 8 tys. Oryginalnej pochodni od MKOL nie może kupić osoba prywatna, wyłącznie instytucje. Pochodnię może też odkupić od sportowca, który z nią biegł, bo ci otrzymują je na własność. Takie pochodnie osiągają bardzo wysokie ceny rzędu kilkudziesięciu tysięcy dolarów, ponieważ jest ich relatywnie mało” – opowiadał.
“Nie przypominam sobie żadnych kontrowersji, które dotyczyłyby czegoś innego niż walory estetyczne. Nie wyobrażam sobie, by pluszak mógł kogoś obrażać” – powiedział. “Chociaż letnie igrzyska w Moskwie w 1980 r. były jednymi z najbardziej bojkotowanych z przyczyn politycznych, to paradoksalnie ich maskotka, czyli miś Misza, na trwałe zapisała się w masowej wyobraźni. Nie wydaje mi się, aby któraś inna maskotka powtórzyła jego sukces, może za wyjątkiem koguta z mistrzostw świata w piłce nożnej we Francji w 1998 r.” – dodał.
“Wystawa cieszy się dużym powodzeniem. Początkowo miała trwać do końca igrzysk olimpijskich, ale postanowiliśmy ją przedłużyć do marca. Przychodzi dużo dzieci, zwłaszcza teraz podczas ferii” – podsumował Walewski.
Więcej informacji: https://www.muzeumsportu.waw.pl/
Piotr Walewski jest pracownikiem Działu Edukacji i Promocji Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie.