Dziennikarz TVP przypomniał, że podejrzenia o defraudację ciągnęły się za Romanem Giertychem już lata temu. Wtedy opisała je Gazeta Wyborcza.
Giertych jest obecnie podejrzanym w sprawie dotyczącej przywłaszczenia 72 milionów złotych na szkodę giełdowej spółki Polnord. Śledczy najprawdopodobniej postawią mu również dodatkowe zarzuty dotyczące prania brudnych pieniędzy i wyrządzenie spółce 4,5 miliona złotych szkody pod pozorem umowy na reprezentowanie jej przez jego kancelarię prawną przed NSA. Sam prawnik jak na razie nie stawia się na przesłuchania a tydzień temu Prokuratura Regionalna w Lublinie wystąpiła do sądu o nakaz aresztowania, co umożliwiłoby wystawienie za nim listu gończego.
Dziennikarz TVP Info Michał Adamczyk przypomniał na swoim Twitterze, że to nie jest pierwsza afera finansowa w której przewija się nazwisko Giertycha. Poprzednia, dziś już niemal zapomniana, miała miejsce w połowie 2007 roku i dotyczyła finansów jego partii, Ligi Polskich Rodzin. Ujawniła ją wtedy Gazeta Wyborcza.
Wyborcza doniosła w czerwcu 2007 roku, że zaufani ludzie Giertycha mieli wybierać miliony z partyjnych pieniędzy. Jej dziennikarze twierdzili, że mieli zawierać fałszywe umowy zlecenia na ekspertyzy aby można było to potem rozliczyć z państwowymi organami kontroli.
Bardzo ciekawy artykuł, archiwalny, ale szczerze polecam. Rzadko zaglądam na TT i jeszcze rzadziej do GW, ale to jest mocne! pic.twitter.com/AUNjhhCX3Q
— Michał Adamczyk (@MiAdamczyk) December 28, 2021
W artykule „Jak w rodzinie kasa ginie” dziennikarze opisali historię działacza LPR i byłego kandydata do sejmu Janusza Sz. Mężczyzna miał zeznań na policji, że rok wcześniej zadzwonił do niego ktoś z partyjnej centrali i spytał czy chce pomóc przy kampanii wyborczej. Po paru dniach miała do niego dotrzeć umowa o dzieło między LPR a nim, podpisana przez wiceprezesa Ligii Wojciecha Wierzejskiego. Działacz odesłał niepodpisaną umowę na adres partii. W marcu listonosz przyniósł mu PIT z którego wynikało, że partia odprowadziła zaliczkę na jego podatek dochodowy tytułem 2,5 tysiąca złotych, które rzekomo mieli mu wypłacić. Mężczyzna zgłosił to policji.
Śledztwo w tej sprawie podjęli prokuratorzy z Prokuratury Apelacyjnej we Wrocławiu. GW twierdziła, że potwierdzili w urzędzie skarbowym informację, że LPR faktycznie wpłaciła zaliczkę na poczet podatku działacza. Prokuratorzy badali też sprawozdania finansowe partii i historię operacji bankowych na kontach, które prowadzono w 2005.
Według GW w dokumentach odkryto, że partia Giertycha przelała setki tysięcy złotych za „umowy” kilkuset osobom z całej Polski. Wśród nich byli dwaj działacze Młodzieży Wszechpolskiej z Poznania, bracia Dawid i Przemysław Piastowie. Pierwszy miał dostać od LPR 1,2 tysiąca złotych a drugi kilkanaście tysięcy. GW twierdziła, że te umowy są najprawdopodobniej fałszywe a Dawid Piast zeznał, że nie dostał od partii żadnych pieniędzy.
Prokuratorzy chcieli przesłuchać w tej sprawie szereg osób. Aby móc to zrobić musieli zdobyć oryginały wspomnianych umów, które znajdowały się w centrali LPR. Nie udało im się to bo Prokuratura Krajowa „zabrała” im śledztwo i wkrótce potem odwołano zaplanowane przeszukanie partyjnej siedziby.
GW zauważyła też, że LPR wydała w latach 2005-2006 blisko miliona złotych na różne umowy, z których większość dotyczyła sporządzania ekspertyz. W sprawozdaniu nie było mowy o tym czego miały dotyczyć te ekspertyzy. Przeprowadzać je miał m.in. szwagier Giertycha, który nieco wcześniej został członkiem zarządu PKP Cargo. Dziennikarzom nie udało się wtedy zadać mu pytania o to czego miały dotyczyć te ekspertyzy.