Walka z emisjami CO2 nie jest dla elit. Szefowa Komisji Europejskiej woli latać odrzutowcem Publicystyka

Walka z emisjami CO2 nie jest dla elit. Szefowa Komisji Europejskiej woli latać odrzutowcem

Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen jest gorącym zwolennikiem redukcji emisji CO2. Ale brytyjskie media odkryły, że nie wtedy, kiedy dotyczy to jej wygody.

W Glasgow trwa właśnie szczyt klimatyczny COP26. Zebrani na nim przywódcy, biznesmeni i lobbyści debatują nad tym jak najbardziej można obniżyć emisje gazów cieplarnianych. Wcześniej jednak wybuchł skandal gdyż wielu z nich przyleciało na niego prywatnymi samolotami. Te są uznawane za jedną z najbardziej emisyjnych form podróżowania na świecie. Emitują 20x więcej dwutlenku węgla na jednego pasażera niż w wypadku samolotów kursowych i aż 50 razy więcej niż w wypadku pociągów. Dzienni Daily Mail oszacował, że te samoloty wyemitowały tyle CO2, ile wynosi ślad węglowy 1600 Brytyjczyków przez rok.

Von der Leyen jest gorącym zwolennikiem walki z emisjami gazów cieplarnianych. Gorąco popiera na przykład plan osiągnięcia przez UE „neutralności klimatycznej” do 2050 roku, chociaż może on do końca rozwalić unijną gospodarkę, cofnąć państwa członkowskie w rozwoju o kilkadziesiąt lat i wpędzić miliony osób w nędzę. Na COP26 – na który oczywiście też poleciała samolotem – ujawniła też plan ograniczenia unijno-amerykański plan ograniczenia emisji metanu o 30% przed 2030, co mocno zaniepokoiło rolników i hodowców zwierząt rzeźnych.

Brytyjski dziennik Daily Telegraph ujawnił jednak, że von der Leyen nie pozwala, żeby troska o przyszłość planety przeszkadzała jej w wygodnym życiu. Jak zauważyli dziennikarze od objęcia swojego stanowiska w 2019 roku odbyła 34 oficjalne podróże – z czego 18 na pokładzie samolotu. Dwukrotnie razem z innymi europejskimi komisarzami poleciała do oddalonego o ok. pół godziny lotu Strasburga aby wziąć udział w obradach Europarlamentu. Najbardziej szokująca była jednak jej podróż lotnicza między Wiedniem i Bratysławą. Aby dostać się z jednego miasta do drugiego wystarczy bowiem przejechać ok. 80 kilometrów autostradą lub pociągiem, w linii prostej odległość ta jest jeszcze mniejsza.

Wiele osób zwróciło uwagę na to, że odbycie tak krótkiej podróży na pokładzie wyczarterowanego samolotu jest bezsensowne, gdyż doliczając procedury lotniskowe i konieczność dotarcia do i z lotniska byłaby ona de facto dłuższa i cięższa niż skorzystanie z mniej emisyjnych środków transportu. Jedynym argumentem wydaje się być to, że von der Leyen poleciała samolotem, bo może – bo to nie elity zapłacą cenę za walkę z klimatem.

Źródło: Stefczyk.info na podst. Spectator Autor: Wiktor Młynarz
Fot. PAP/EPA/ROBERT PERRY

Polecane artykuły

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Zamknij