Wczoraj w Paryżu rozpoczął się proces odpowiedzialnych za zbombardowanie francuskich żołnierzy. Jeden z nich to najemnik z Białorusi.
W 2002 roku w Wybrzeżu Kości Słoniowej doszło do wojny domowej przez którą kraj podzielił się na dwie części. 6 listopada 2004 roku dwa rządowe samoloty szturmowe Su-25 miały dokonać nalotu na terytorium w rękach rebeliantów w pobliżu miasta Bouake. Jeden z nich odpalił rakiety w stronę bazy w której przebywali żołnierze francuskich sił pokojowych. W wyniku tego życie straciło dziewięciu Francuzów i amerykański misjonarz a czterdzieści kolejnych osób odniosło rany.
Prezydent Laurent Gbagbo zarzekał się, że ten nalot był wypadkiem. Francuzi jednak w to nie uwierzyli i oskarżyli go o celowe działanie. Kiedy Su-25 powróciły na lotnisko Abidjan stacjonujący na nim Francuzi zniszczyli je pociskami rakietowymi Milan i odpędzili ogniem z broni maszynowej atakujący ich śmigłowiec Mi-24. Gwałtownie pogorszyły się stosunki między oboma państwami a fala antyfrancuskich zamieszek wywołała konieczność ewakuacji 5 tysięcy Francuzów z tego państwa.
W poniedziałek w Paryżu rozpoczął się proces załóg tych samolotów. Oskarżeni to dwaj członkowie sił powietrznych Wybrzeża Kości Słoniowej, Ange Magloire Gnanduillet Attualy oraz Patrice Ouei, a także jeden z dwóch biorących udział w tym nalocie białoruskich najemników, Jurij Suszkin. Są oskarżeni o morderstwo i grozi im dożywocie.
To, czy faktycznie trafią do francuskiego więzienia, jest jednak wątpliwe. Ich proces toczy się bowiem in absentia i Francuzi nie wiedzą gdzie w ogóle się teraz znajdują. Same rodziny ofiar liczą jednak, że w końcu poznają prawdę o tym co w ogóle zaszło. Szczególnie interesuje ich to dlaczego Francja odmówiła przyjęcia Suszkina kiedy kilka dni po ataku został aresztowany w sąsiednim Togo. „Chcemy poznać prawdę” – powiedział mediom Philippe Capdeville, którego ojciec zginął w tym ataku – „Milczenie francuskich władz w tej sprawie jest dramatyczne”.