Komisja Europejska chce wprowadzić w 2025 roku nowe normy ekologiczne dla samochodów. Przedstawiciele niemieckiego przemysłu samochodowego alarmują, że będzie to de facto zakaz produkcji pojazdów z silnikami spalinowymi gdyż żaden ich nie spełni.
Nowe normy nazwano Euro 7. Będą dotyczyć wszystkich pojazdów samochodowych z silnikami spalinowymi (benzyna i diesel) – osobowych, ciężarówek, dostawczych i autobusów. KE chce je wprowadzić w ramach walki z klimatem i Europejskiego Nowego Ładu, a ich celem jest zapewnienie, że samochody na unijnych drogach będą czyste w czasie całego resursu. W tym celu oprócz nowych norm emisji mają być wprowadzone nowe metody ich mierzenia.
Szczegóły nowych norm nie zostały jeszcze opublikowane i nadal są dyskutowane, ale już teraz budzą ostry sprzeciw ze strony przemysłu samochodowego. VDMA, niemiecka organizacja zrzeszająca tamtejsze firmy motoryzacyjne, nazwała propozycję KE „ekologiczną, ekonomiczną i techniczną aberracją”. Stwierdzili, że w praktyce ich wprowadzenie będzie równoznaczne z zaprzestaniem produkcji pojazdów napędzanych silnikami spalinowymi, co będzie miało destrukcyjny wpływ nie tylko na przemysł samochodowy, ale także na gospodarkę pogrążonego w pandemicznym kryzysie kontynentu. „Europa nie może sobie na to pozwolić” – podkreślili.
W podobnym tonie wypowiadają się przedstawiciele Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodowych (ACEA). Podkreślili, że według tych norm samochody spalinowe będą musiały je spełniać nie tylko w normalnych, ale także w ekstremalnych warunkach, jak jazda pod strome wzniesienie czy eksploatacja w warunkach ostrej zimy – a to oznacza, że ich projektanci będą musieli osiągnąć większą redukcję emisji niż zakładają normy. Podkreślają, że obecnie jest to po prostu technicznie niemożliwe. Ich zdaniem zamiast tego politycy powinni się skupić na np. rozbudowie sieci ładowarek do aut elektrycznych czy też zachęt do zakupu elektryków, co przyspieszyłoby przejście na elektromobilność.
Także zrzeszający francuskie firmy motoryzacyjne związek CCFA martwi się nowymi standardami. „Pierwsza złożona propozycja zakłada obniżkę emisji o 60 do 90%” – powiedział ich rzecznik prasowy Laure De Servigny – „To kompletnie nierealistyczne”. Ich zdaniem w redukcji emisji mogłyby pomóc biopaliwa. Innym rozwiązaniem jest ograniczenie się do sprzedaży wyłącznie samochodów elektrycznych i hybrydowych, ale ich znacznie wyższe w porównaniu z klasycznymi samochodami ceny oznaczają, że mniej osób będzie mogło sobie pozwolić na ich zakup.
Stowarzyszenie Niemieckiego Przemysłu Samochodowego (VDA) ostrzegło, że pomysł uniokratów zamiast poprawić sytuację zaszkodzi elektromobilności. Jego prezydent Hildegard Muller zauważyła, że już teraz wobec niepewności co do pomysłów Unii sprawia, że wielu klientów zwleka z wymianą obecnych samochodów na nowe, czystsze. Jej zdaniem po wprowadzeniu nowych norm istniejące już samochody będą wobec braku możliwości kupna nowych eksploatowane znacznie dłużej niż byłyby w normalnych warunkach, a takie wyeksploatowane auta są przecież dużo bardziej szkodliwe dla środowiska.
Muller zwróciła również uwagę na to, wywołane tymi normami kłopoty finansowe producentów sprawią, że opóźni się proces rozwoju elektromobilności. Jej zdaniem propozycja KE jest nierealistyczna. „Koniec silników spalinowych przed 2025 nie wchodzi w grę! Silniki spalinowe jeszcze długo będą odgrywać istotną rolę” – podkreśliła.
Socjalista Frans Timmermans, który w KE odpowiada za Europejski Zielony Ład, nie przejmuje się wątpliwościami producentów. „Wiecie, że przemysł samochodowy zawsze zaczyna od tego, że coś jest niemożliwe, a potem ostatecznie i tak się dostosowuje” – stwierdził już jakiś czas temu – „Wiem, że jest dużo nerwowości. Będziemy dyskutować z branżą, ale nie możemy czekać do 2029 aby znowu zredukować nasze emisje” – stwierdził. Inni przedstawiciele KE podkreślają jednak, że na razie nic nie jest jeszcze pewne gdyż w sprawie norm trwają teraz negocjacje i analizy, a na ich zakończenie mają czas do końca roku.