Ministrowie spraw zagranicznych państw Unii spotkali się dzisiaj w Brukseli aby przedyskutować nałożenia na Rosję nowych sankcji. Nieoficjalnie wiadomo, że jest zielone światło.
Powodem nałożenia sankcji jest to, jak Kreml traktuje nie tylko opozycjonistę Aleksieja Nawalnego ale także resztę opozycji. Europejski Trybunał Praw Człowieka w zeszłym tygodniu nakazał Rosji zwolnienie Nawalneg z więzienia, ale Rosja to zignorowała.
Teraz trwa tworzenie listy osób, które zostaną objęte sankcjami. Nie będzie to jednak łatwy proces. Polska, państwa bałtyckie i Holandia chcą, aby na tej liście znaleźli się też oligarchowie, co byłoby ciosem w wewnętrzny krąg Putina. Sprzeciwiają się temu rzecz jasna Niemcy. Oficjalnie boją się tego, że wykazanie związków Oligarchów z Kremlem może być trudne, przez co ewentualne sankcje na nich mogą być obalone przez TSUE.
Współpracownicy Nawalnego nie ukrywają, że nie są tym zachwyceni. Szef sztabu opozycjonisty Leonid Wołkow stwierdził, że ich zadaniem będzie dalsze przekonywanie zachodu, że oligarchowie są takimi samymi elementami reżymu jak prokurator generalny czy usłużni sędziowie. Podkreślił, że obecnych oligarchów nie byłoby bez Kremla, ale władza polityczna jest z nimi zrośnięta.
Współpracownicy Nawalnego apelują jednak, aby nie nakładać kolejnych sankcji gospodarczych podobnych do tych, które nałożono po agresji na Ukrainę, gdyż te bardziej zaszkodzą zwykłym ludziom niż władzy. Zaapelowali także, żeby Europa sama się chroniła przed „korupcją eskortowaną przez Rosję” pod pretekstem inwestycji, programów współpracy etc. „I niech Europa postępuje logicznie. Jak można zakładać, że Kreml łamiący prawa człowieka i używający broni chemicznej do trucia adwersarzy, może być konstruktywnym partnerem Zachodu w jakiejkolwiek dziedzinie?” – spytał retorycznie Wołkow.