Wśród policjantów nastąpił gwałtowny wzrost liczby zakażeń i zgonów z powodu koronawirusa. Winią za to protesty.
Policjanci byli grupą zawodową, którą pandemia dotknęła szczególnie mocno. Od jej początku infekcji koronawirusem uległo ponad 12 tysięcy policjantów, z czego ponad 10,5 już wyzdrowiało. Od marca przymusową izolacją objęto także ponad 24 tysiące funkcjonariuszy, jedną czwartą całej formacji.
W ostatnich tygodniach liczba nowych zakażeń w policji zaczęła gwałtownie rosnąć. Druga fala spowodowała również liczne zgony. Na chwilę obecną życie przez koronawirusa straciło już życie 12 funkcjonariuszy i trójka pracowników cywilnych. Ostatnim był 34-letni sierżant sztabowy Mateusz Król z wydziału kryminalnego w Człuchowie. Dzień wcześniej po miesięcznej walce zmarł mł. insp. Marek Swędrak, zastępca dowódcy Oddziału Prewencji Policji w Warszawie. „Przez pierwsze miesiące od wybuchu pandemii koronawirusa odnotowywaliśmy wśród policjantów i pracowników cywilnych zakażonych oraz ozdrowieńców, nie było przypadków śmiertelnych. Niestety jesień, a szczególnie listopad był dla nas bardzo ciężkim i smutnym miesiącem, policjanci chorują coraz częściej, a choroba odbiera im życie” – powiedział rzecznik KGP Mariusz Ciarka.
Policjanci obwiniają o to protesty, które trwają od sześciu tygodni w całej Polsce, szczególnie w Warszawie. Ciarka ujawnił, że stołeczny oddział prewencji został „zdziesiątkowany” przez COVID-19. Na ponad tysiąc funkcjonariuszy tego oddziału ponad 900 było lub jest na kwarantannie a u 350 zdiagnozowano wirusa.
„Przypominamy funkcjonariuszom na odprawach, żeby zawsze nosili maseczki, zachowywali bezpieczny odstęp, korzystali z środków do dezynfekcji, ale specyfika zabezpieczeń jest taka, że nie da się zachowywać dystansu od protestujących.” – powiedział – „Bardzo często się zdarza, że manifestujący podchodzą do policjantów bardzo blisko, krzyczą im w twarz niejednokrotnie zdejmując maseczki czy wręcz plują na policjantów”.
Ciarka zwrócił uwagę na to, że wielu funkcjonariuszy przed zabezpieczaniem protestów przebywało w izolacji, więc nie mogli się zarazić gdzie indziej, a zakażenia diagnozowano u nich 2-3 dni po protestach. Przywołał przykład młodego funkcjonariusza, który poszedł na izolację bo jego żona spodziewała się dziecka. „Wrócił do służby i od razu trafił na protest. Dwa dni później okazało się, że jest zakażony koronawirusem” – powiedział.