Chińska Narodowa Komisja Zdrowia ogłosiła w niedzielę, że koronawirus ncov-2019 spowodował w ciągu ostatnich 24 godzin kolejnych 89 zgonów. Tym samym liczba ofiar przekroczyła tą, którą spowodowała epidemia SARS z 2002-2003 roku.
Kiedy stało się jasne, że ncov-2019 jest zaraźliwy, wiele osób obawiało się, że będzie równie groźny jak inny koronawirus – SARS – którego epidemia nawiedziła Chiny 18 lat temu. Początkowo eksperci uspokajali, że nowy koronawirus wydaje się łagodniejszy od swojego poprzednika, a rząd Chin dużo poważniej podchodzi do walki z nim niż podczas ostatniej epidemii.
Po ogłoszeniu Narodowej Komisji Zdrowia łączna liczba ofiar śmiertelnych ncov-2019 wzrosła jednak do 811. Tym samym ncov-2019 okazał się bardziej śmiertelny od SARS, który zabił „zaledwie” 774 osoby. Dodatkowo stało się tak znacznie szybciej – epidemia SARS trwała bowiem od listopada 2002 do lipca 2003, podczas gdy epidemia ncov-19 rozpoczęła się w grudniu zeszłego roku.
Istotną różnicą jest jednak to, że niemal wszystkie dotychczasowe ofiary są mieszkańcami kontynentalnych Chin. SARS najsilniej uderzył w Chiny i Hongkong, jednak powodował zgony na całym świecie: w Kanadzie, Singapurze czy nawet RPA. W wypadku ncov-2019 jak na razie wszystkie ofiary śmiertelne są Chińczykami, a tylko dwie osoby zmarły poza terytorium Chin: w Hongkongu i na Filipinach.
Są na szczęście również dobre wiadomości. Eksperci zauważają, że liczba nowych zarażeń powoli zaczyna spadać. Na razie zachowują ostrożność, ale wydaje się, że epidemia zbliża się do punktu kulminacyjnego i wkrótce sytuacja może zacząć się poprawiać.
O ile oczywiście podawane przez chiński rząd dane są prawdziwe. Faktyczna liczba ofiar koronawirusa może bowiem być większa. I nie chodzi tutaj o zatajanie prawdy przez urzędników – chociaż w wypadku Chin i tego nie można wykluczyć. Wiele osób, zwłaszcza w rejonach wiejskich, może nie otrzymać pomocy medycznej, a tym samym ich choroba i ewentualny zgon mogą nie znaleźć się w oficjalnych statystykach.