Wczoraj w Teheranie doszło do katastrofy Boeninga 737-800 ukraińskich linii lotniczych. Fakt,że kilka godzin wcześniej rozpoczął się ostrzał amerykańskich baz wojskowych sprawił, że od razu powstały podejrzenia, że nie był to wypadek.
Katastrofa ukraińskiego Boeninga faktycznie wygląda tajemniczo. Maszyna była bowiem relatywnie nowa, miała mniej niż 4 lata, a dwa dni wcześniej przeszła kompleksowy przegląd. Jej operator, założona w 1992 roku linia UIA, nie miała do tego momentu żadnego poważnego wypadku. Pilot nie zgłosił również przez radio żadnej awarii, a liczni świadkowie twierdzą, że jego maszyna paliła się w powietrzu.
Sprawy nie ułatwia również postawa władz Iranu. Prawo lotnicze stwierdza, że śledztwo w sprawie katastrofy prowadzi kraj na którego terytorium do niej doszło. Zwyczajowo jednak pomagają w niej przedstawiciele producenta rozbitego samolotu. Władze Iranu od razu ogłosiły jednak, że nie będą współpracować z amerykańskim Boeningiem i nie przekażą mu czarnych skrzynek. Jest to zrozumiałe biorąc pod uwagę napięcia pomiędzy oboma państwami, ale dało wrażenie, że Iran chce coś ukryć.
Bardzo szybko pojawiły się więc teorie, że wbrew stanowisku Iranu katastrofa miała inny powód niż awaria. Spekulowano, że maszyna została przypadkowo trafiona jedną z rakiet wysłanych na amerykańskie bazy, zestrzelona omyłkowo przez obronę przeciwlotniczą albo, że na jej pokładzie podłożono bombę.
Agencja Reutersa ujawniła, że zachodnie wywiady nie wierzą jednak w te teorie. Według wstępnej oceny szpiedzy podejrzewają, że faktycznie doszło do tragicznej w skutkach awarii. Na razie chylą się ku teorii, że awaria ta spowodowała przegrzanie się silnika i jego zapłon. Informację tą potwierdziło Reutersowi niezależnie od siebie pięć źródeł – trzy w służbach amerykańskich i po jednym w służbach europejskich (nie ujawniono z jakiego kraju) i kanadyjskich. Jeden z Demokratów biorących udział w utajnionym spotkaniu z Trumpem, sekretarzami stanu i obrony oraz dyrektorką CIA zdradził też, że także oni nie mają żadnych dowodów.
Sami Ukraińcy zachowują jednak na razie sceptycyzm. Ich ambasada w Teheranie bardzo szybko ogłosiła, że przyczyną katastrofy był przegrzany silnik, ale równie szybko się z tego stwierdzenia wycofano i powiedziano, że przyczynę wykaże dopiero śledztwo.
Oleksij Danyłow, sekretarz Narodowej Rady Obrony i Bezpieczeństwa, zdradził na swoim Facebooku jakie teorie biorą pod uwagę. Oprócz zestrzelenia, awarii i ataku terrorystycznego Ukraińcy rozważają również to, że mogło dojść do kolizji z dronem lub innym obiektem latającym, jak np. ptakiem.
W czwartek do Iranu dotarła delegacja ukraińskich ekspertów. W liczącej 45 osób ekipie znalazło się wiele osób, które pracowały przy śledztwie nad zestrzeleniem samolotu Malasia Airlined nad wschodnią Ukrainą w 2014 roku. Ich celem jest pomoc w irańskim śledztwie oraz identyfikacja i sprowadzenie do domu zwłok 14 Ukraińców, którzy znajdowali się na pokładzie w momencie katastrofy.
Danyłow zdradził, że Ukraińcy będą chcieli poszukać w miejscu katastrofy szczątek rosyjskiej rakiety ziemia-powietrze Tor-M1. W irańskich mediach społecznościowych pojawiły się bowiem niepotwierdzone doniesienia, że ich baterie znajdowały się w pobliżu i jedna z takich rakiet przypadkowo zestrzeliła ukraińskiego Boeninga. Znalezienie szczątek pozwoliłoby potwierdzić tą tezę. Obecnie Ukraińcy próbują uzyskać od Iranu pozwolenie na rozpoczęcie takich poszukiwań.