Rzeczpospolita ujawniła, że ścigany europejskim listem gończym handlarz dopalaczami Jan Krzysztof S. miał zlecić zabójstwo ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Uważał, że Ziobro przeszkadza mu w interesach.
Dopalacze to zwyczajowa nazwa substancji, których działanie przypomina narkotyki. Były tworzone z substancji, które nie są kontrolowane przez państwo, i sprzedawane jako produkty kolekcjonerskie, przez co w całej Polsce pojawiły się swego czasu sklepy sprzedające je otwarcie. Brak kontroli nad ich składem chemicznym i duża liczba zatruć klientów, także śmiertelnych, sprawiły, że rząd PO postanowił je zdelegalizować. Walka z tym zjawiskiem jest jednak trudna i ich sprzedawcy zeszli do podziemia.
W sierpniu zeszłego roku Ministerstwo Sprawiedliwości przygotowała nowelizacje ustaw o przeciwdziałaniu narkomani oraz Państwowej Inspekcji Sanitarnej, których celem była poprawa możliwości państwa w walce z dopalaczami. Nie spodobało się to 28-letniemu Janowi Krzysztofowi S., jednemu z bossów branży dopalaczowej. „Ten s*****syn podpisał nową ustawę, zepsuł mi interes” – miał stwierdzić po czym jesienią zeszłego roku zlecił jednemu ze swoich ludzi, na co dzień pracującemu jako chemik opracowujący skład nowych używek, zabicie Ziobry. Miał mu zaoferować za to 100 tysięcy złotych.
Jan S. miał wybrać „chemika” gdyż ten, oprócz narkotyków, znał się również na produkcji bomb, sztukach walki i posiadał broń palną. Komunikował się z nim przez internet, z wykorzystaniem szyfrowanego komunikatora, a wiadomości od razu usuwał. Sugerował, że „chemik” powinien użyć materiałów wybuchowych, podać mu truciznę powodującą zapaść krążeniową a nawet użyć materiałów radioaktywnych. Wcześniej miał mu także mówić, żeby „wziął gnata i odstrzelił” jednego ze śledczych zajmujących się dopalaczami.
Jan S. zachowywał dalece idącą ostrożność. Na szczęście dla śledczych „chemik” już tak ostrożny nie był. Przy pomocy telefonu komórkowego robił zdjęcia wszystkich wiadomości zanim te zniknęły z sieci. Nie wiadomo do końca dlaczego, być może chciał mieć „haka” na swojego szefa gdyby ten postanowił nie zapłacić za morderstwo ministra.
Sprawa wyszła na jaw przypadkiem kiedy polska policja aresztowała grupę Jana S. i przejęła 120 kg dopalaczy. Sam boss uniknął aresztowania gdyż przebywał wtedy w Holandii, gdzie rozkręcał nową fabrykę, ale w ręce policjantów wpadł chemik. Licząc zapewne na łaskawość sądu ujawnił, że dostał zlecenie na Ziobrę. Śledczy sprawdzają teraz czy S. nie zlecił zabójstwa ministra innym przestępcom.
Jan S. to jeden z największych graczy w branży dopalaczowej. Szacuje się, że na swoim procederze zarabiał miesięcznie miliony złotych. W zeszłym roku został zatrzymany przez Holendrów, ale po opuszczeniu aresztu zniknął. Jest poszukiwany europejskim nakazem aresztowania za handel nielegalnymi substancjami oraz drugim, za podżeganie do morderstwa polityka.