Wiceprezydent USA Mike Pence zaszczepił się na COVID-19 podczas nadawanego na żywo programu telewizyjnego. Miało to na celu przekonanie Amerykanów do tego, że szczepienia są bezpieczne.
W USA obecnie trwają szczepienia przy pomocy dopuszczonej przez FDA awaryjnie szczepionki Pfizera. Jako pierwsi otrzymują ją pracownicy służby zdrowia. Wkrótce rozpoczną się również szczepienia przy pomocy szczepionki Moderny. Wiele osób jednak się ich obawia. Głównym powodem niepokojów jest rekordowo krótki czas w którym opracowano i przetestowano te szczepionki. Eksperci podkreślają, że było to możliwe dzięki wcześniejszym badaniom nad szczepionkami na SARS i MERS oraz rzuceniu do jej opracowania rekordowo dużych sił i środków, ale wielu osób to nie przekonuje.
Aby nieco uśmierzyć lęki Amerykanów wiceprezydent Mike Pence postanowił, że zaszczepi się publicznie w Białym Domu. Kiedy pod okiem kamer lekarz podał mu zastrzyk Pence pochwalił go za to, że nie poczuł bólu. Podczas tego samego programu szczepionkę przyjęła również jego żona Karen oraz chirurg generalny USA Jerome Adams. W ceremonii brali również udział doktor Anthony Fauci, twarz amerykańskich wysiłków w walce z pandemią, oraz szef CDC Robert Redfield. Pochwalili postawę Pence’a i podkreślili, że teraz czas, aby inni wzięli z niego przykład.
Vice President Mike Pence was vaccinated for COVID-19 at an event intended to build public confidence in the vaccine. https://t.co/LccTtlTGLE pic.twitter.com/OcwXbD4Mor
— USA TODAY Politics (@usatodayDC) December 18, 2020
Pence nie jest jedynym politykiem, który zaszczepił się publicznie. Spiker Izby Reprezentantów Nancy Pelosi pokazała w mediach społecznościowych zdjęcia ze swojego szczepienia. Członkowie sztaby Joe Bidena obiecali, że zaszczepi się publicznie w poniedziałek w rodzinnym stanie Delaware. To samo planują również byli prezydenci George W. Bush i Barrack Obama.
Sam Trump, który w październiku przeszedł przez COVID, na razie tego nie planuje. Podkreślił jednak, że przyjmie szczepionkę jak tylko nadejdzie jego kolej. Zrezygnował też z pomysłu, aby pracownicy Białego Domu mieli priorytet – uznał, że może to być przedstawione jako faworyzowanie własnych ludzi.