W hostelu w Wellington, stolicy Nowej Zelandii, wybuchł w nocy pożar. Co najmniej sześć osób straciło życie.
Loafers Lodge to tani hostel w Wellington, który miał 92 pokoje na czterech piętrach. Znajdował się w starym budynku i nie był wyposażony w przeciwpożarowe spryskiwacze. Ok. 24:30 jego gości obudziły alarmy przeciwpożarowe. Wielu z nich uznało, że to fałszywy alarm, gdyż te alarmy często wyły bez powodu – głównie z powodu palenia przez gości papierosów. Kiedy okazało się, że tym razem naprawdę wybuchł pożar, na miejsce wezwano straż pożarną.
Kiedy strażacy dotarli na miejsce, górne piętra budynku stały już całkowicie w płomieniach. W akcji gaśniczej wzięło udział 20 zastępów straży. Strażacy ostrzegli też okolicznych mieszkańców, aby zamknęli okna, nosili maseczki i nie wdychali dymu, gdyż płonący budynek był izolowany rakotwórczym azbestem.
A number of people are still missing after what a fire official called a "once-in-a-decade fire for Wellington".
Prime Minister Chris Hipkins called the fire an 'absolute tragedy'.
See more: https://t.co/lfNTGe92XR pic.twitter.com/WCBuhFWLmd
— Sky News (@SkyNews) May 16, 2023
https://twitter.com/crystleleota/status/1658307774399520768?s=20
Kiedy ugaszono pożar, na miejscu znaleziono zwłoki 6 osób. 52 osobom udało się wcześniej uciec z płonącego budynku. Pięcioro z nich strażacy zdjęli z dachu, a jeden mężczyzna wyskoczył z trzeciego piętra, odnosząc obrażenia. Liczba ofiar najprawdopodobniej wzrośnie, gdyż nadal nie doliczono się 11 osób. Pożar spowodował zawalenie dachu i strażacy podejrzewają, że kolejne zwłoki mogą znajdować się pod jego gruzami, ale na razie ich poszukiwanie jest zbyt niebezpieczne.
Przyczyny pożaru na razie nie są znane. Straż pożarna ujawniła, że traktuje go jako podejrzany. Policja twierdzi jednak, że na razie nie znaleziono żadnego dowodu, że doszło do podpalenia.