Coraz więcej nowych przypadków koronawirusa w USA. Kalifornia po raz kolejny pobiła własny rekord dziennej liczby zakażeń.
W środę władze Kalifornii ogłosiły, że w ich stanie odnotowano kolejne 7 tysięcy przypadków koronawirusa. Tym samym stan ten pobił swój własny rekord, który zanotowano dzień wcześniej – 5 tysięcy. Gubernator ujawnił także, że stosunek zainfekowanych do ogólnej liczby testów także rośnie. Coraz więcej chorych trafia także do szpitali – w ciągu dwóch tygodni liczba hospitalizowanych chorych wzrosła o 30%.
Kalifornia jako pierwszy stan w USA wprowadziła radykalne restrykcje mające powstrzymać wzrost zakażeń. Lewicowy gubernator Gavin Newsom ostrzegł, że wyciągnie konsekwencje wobec hrabstw, które nie dbają o ich przestrzeganie przez obywateli. Zagroził, że wstrzyma im finansowanie z budżetu stanowego ale wyraził nadzieję, że nie będzie musiał uciekać się do aż tak ostrych środków.
Newsom o wzrost ilości zakażeń obwinił rodzinne imprezy, takie jak urodziny czy wspólną zabawę dzieci. Jego zdaniem wielu mieszkańców zapomniało już o ciągle występującym zagrożeniu i zachowuje się w ich trakcie jakby epidemia już minęła.
Tajemnicą poliszynela jest jednak to, że na wzrost liczby przypadków – nie tylko w Kalifornii, bo to samo dzieje się w wielu innych stanach – mają wpływ protesty ruchu Black Lives Matter. W Kalifornii widać to chociażby po tym, że największy wzrost liczby zachorowań nastąpił wśród młodych ludzi, którzy znacznie częściej od starszych biorą w nich udział. Lewicowe władze stanu nie chcą jednak przyznać tego oficjalnie – twierdzą, że przy testach nie pytają pacjentów o to, czy brali udział w protestach i tym samym nie są w stanie oszacować ich wpływu na sytuację epidemiologiczną.