W piątek w Waszyngtonie odbył się 47 Marsz dla Życia – największa demonstracja pro-life na świecie. Donald Trump wziął w niej udział jako pierwszy prezydent w historii USA.
Pierwszy Marsz dla Życia zorganizowano w 1974 roku aby zaprotestować przeciwko wyrokowi Sądu Najwyższego w sprawie Roe v. Wade, który zalegalizował w całym USA aborcję. Jego inicjatorka, Nellie Gray, obiecała, że takie marsze będą odbywać się co roku do momentu, w którym aborcja nie zostanie w USA zdelegalizowana.
Tegoroczny marsz po raz kolejny przyciągnął tłumy. Według nieoficjalnych szacunków wzięło w nim udział ponad 100 tysięcy osób. Wśród uczestników tradycyjnie już było wielu nastolatków i młodych osób – szacuje się, że od dekady połowa uczestników tego marszu nie skończyła jeszcze 30 lat.
Check out our timelapse of the world's largest pro-life march! pic.twitter.com/hmJLhFHv1B
— Students for Life of America | Pro-Life Gen (@StudentsforLife) January 24, 2020
Honored to join #prolifers briefly during a break from the #ImpeachmentTrial at #marchforlife2020. Thank you for braving the cold and coming out to defend life! #WhyWeMarch #MarchForLife @March_for_Life pic.twitter.com/S0zhHd2V0p
— Senator Ted Cruz (@SenTedCruz) January 24, 2020
My husband and I have 6 daughters and one son and we want them to know that abortion is NEVER a good choice. Women and babies deserve better. @March_for_Life #DefundPlannedParenthood #lovethemboth #dot #WhyWeMarch pic.twitter.com/52InI7xtYX
— ☘️Aileen Joan🇺🇸🇮🇪 (@shoremomof7) January 25, 2020
One of the most beautiful things about today’s March for Life was seeing how many lives were changed by adoption!
This beautiful young lady is here today because of a woman who decided to keep her baby and a mother who welcomed her with open arms.
— Kayleigh McEnany (@kayleighmcenany) January 24, 2020
https://twitter.com/ccpecknold/status/1220887696555548704?s=20
Tegoroczna edycja marszu była wyjątkowa pod jednym względem – Donald Trump postanowił wziąć w niej udział osobiście, jako pierwszy prezydent w historii USA. Wcześniejsi republikańscy prezydenci, Reagan i obaj Bushowie, przekazywali uczestnikom jedynie krótkie wiadomości przez telefon czy łącze satelitarne. To samo robił zresztą Trump podczas dwóch poprzednich edycji, ale w marszu brał wtedy udział wiceprezydent Mike Pence.
Donald Trump był wielkim zaskoczeniem dla amerykańskich obrońców życia. Jeszcze dwadzieścia lat temu deklarował bowiem otwarcie, że popiera aborcję na życzenie. W trakcie kampanii wielokrotnie zmieniał co do niej zdanie. Po dojściu do władzy okazał się jednak jednym z największych obrońców życia jaki kiedykolwiek zasiadał w Białym Domu i korzysta z każdej okazji do przeszkadzania przemysłowi aborcyjnemu. Przede wszystkim nominował już dwóch konserwatywnych sędziów do Sądu Najwyższego i ma duże szanse na nominowanie trzeciego – co dało wielu osobom nadzieję, że SCOTUS odwróci swój wyrok legalizujący aborcję.
Jego piątkowe wystąpienie potwierdziło tą transformację. Amerykańska mainstreamowa prawica traktuję aborcję jako drażliwy temat i unika zdecydowanych wypowiedzi, ale Trump nie zamierzał się hamować i jasno stanął po stronie obrońców życia. Stwierdził między innymi, że „każde dziecko to cenny i święty dar od Boga” i nazwał wszystkie matki bohaterkami. Skrytykował też „globalnych biurokratów, którzy nie mają żadnego prawa w atakowaniu suwerenności narodów które bronią daru ludzkiego życia”. Zaatakował też lewicowego gubernatora Wirginii Ralpha Northama twierdząc, że ten chciałby „dokonywać egzekucji dzieci nawet po urodzeniu”.
Nic dziwnego, że tłum przyjął to wystąpienie burzą oklasków. Wielu uczestników marszu było zresztą ubranych w charakterystyczne czerwone czapki czy promujące kandydaturę Trumpa koszulki.
Amerykańscy komentatorzy podkreślają, że wystąpienie Trumpa na tym marszu może mu się opłacić politycznie. Większość Amerykanów nadal popiera wprawdzie aborcję, ale popiera też daleko idące zaostrzenie obecnych przepisów. Tymczasem Partia Demokratyczna, która jeszcze niedawno twierdziła, że aborcja powinna być legalna ale rzadka, stała się tubą przemysłu aborcyjnego. Lewicowi politycy przestali traktować aborcję jako smutną konieczność i coraz częściej traktują ją jako coś pozytywnego, co trzeba promować. Wszyscy obecni kandydaci lewicy na prezydenta popierają aborcję bez ograniczeń, do samego końca ciąży. Nawet umiarkowany pod tym względem Joe Biden poddał się presji aktywistów i zmienił niedawno zdanie.
https://twitter.com/phannaman3/status/1221028692106846208?s=20
Stanięcie Trumpa po stronie obrońców życia to mądra strategia. Nie tylko skonsoliduje wokół niego żelazny elektorat prawicy, dla którego walka z zabijaniem dzieci jest jednym z priorytetów, ale być może przyciągnie również głosy umiarkowanych z drugiej strony. Osób, które może i popierają legalną aborcję, ale które dojdą do wniosku, że lepiej jest ją zdelegalizować niż pozwolić na zabijanie dzieci bez żadnych ograniczeń, co postuluje obecnie amerykańska lewica.